Buiano (Bugnano), miasto widmo w gminie Bagni di Lucca
Jesli naprawde chcecie podniesc sobie adrenaline, to koniecznie musicie udac sie do Buiano. Miasteczko widmo znajduje sie w Toskanii, w gminie Bagni di Lucca. I w sumie to tylko tylko bylo o nim w internecie. Jeszcze jedno zdanie, ze miasteczko liczy okolo 50 opustoszalych domow.
Prawde mowiac wiedzielismy tylko, ze znajduje sie w gminie Bagni di Lucca, ale gdzie dokladnie? Na mapie nie istenieje, w googlach tez nie ma… Tym bardziej miasteczko przyciagalo nasza ciekawosc (jak to bywa z nieznanym…).
W Lucchio jeden z 43 mieszkancow, ktory akurat szedl do zrodla wody, opowiedzial, ze do Buniano (lub Bugnano) prowadza dwie drogi (pan nie uzywal nazwy Buiano, tylko mowil nieco inaczej, tak jak wyzej napisalam): przez Riolo i te droge absolutnie odradzal oraz przez Granaiola, gdzie droga jest „szersza”. Niemniej slyszal, ze do samego miasteczka trudno jest dotrzec i nie za bardzo wiedzial, gdzie dokladnie sie znajduje.
Postanowilismy zbadac wszystko. Z Lucchio dojechalismy do Bagni di Lucca. Przejechalismy centrum i minelismy pierwszy most. Patrzylismy na oznakowania drogowe. W pewnym momencie zauwazyli skret w prawo na miedzy innymi Granaiole.
I z tego miejsca musicie przejechac jeszcze okolo 7,5 km by dotrzec do celu. Jesli nie zdazycie sie zorientowac, to nastepnym punktem bedzie Granaiola, a stad to okolo 3, 2 km do celu. Staralam sie zapisac wszystko dokladnie, tak by kazdy mogl trafic bez bladzenia. Wystarczy, ze my juz troche pobladzilismy 😉
Po Granaioli dojedziecie do Monti di Villa, od znaku ktory informuje ze to koniec miasta dzieli nas tylko 0,7 km…
W miasteczku spotkalismy dwoch mlodych mezczyzn. Stanelismy, by zapytac gdzie znajduje sie opustoszale miasto. Jeden z chlopakow uzyl nazwy Buiano, wiec potwierdzil mi nazwe, ktora znajduje sie wszedzie w internecie. Wytlumaczyl droge. Chcialam zadac mu kilka pytan, bo powiedzial, ze ostatnio byl tam dwa tygodnie temu i ze miejsce bylo bardzo, ale to bardzo zarosniete. No i raczej radzi, zeby nie jechac, bo chaszcze sa bardzo wysokie. Opowiedzial tez, ze miasto jest wyludnione od jakis 50 lat (ale dokladnie nie zna historii) i ze 15 lat temu zostalo kupione przez jakas miedzynarodowa firme (nie pamietal czy z Anglii czy z Ameryki). Mieli oni jakis pomysl na odnowienie miasteczka. Ale skonczyly im sie pieniadze i miejsce to porzucili. Chlopak powiedzial, ze widac, ze niektore domy zaczeto odnawiac, ale niestety nie skonczyli…
Nasza ciekawosc nas nie opuszczala, wiec ruszyli przed siebie.
Wracajac do znaku z napisem koncowym Monti di Villa: przejedziecie 0,2 km i znajdziecie dwie drogi:
jedna idzie w gore do Montefegatesi, a druga w dol (po prawej) jedzie do Riolo. Droga jest okropnie waska, w samym srodku lasu. I juz tutaj dostajemy dreszczy. Ja osobiscie zaczelam prosic w myslach, zeby nikt nie nadjechal z naprzeciwka, bo nie wiem jak bysmy sie mieli wyminac… Mysmy troche zabladzili, bo nie wiedzielismy gdzie jechac. Uliczunia w lesie wydawala sie wszedzie taka sama: waska, zakrzaczona, ciemna…Serce podeszlo mi do gardla, bo w pewnym momencie dojechalismy do samego Riolo i wiedzielismy, ze to nie tu. Dobrze, ze maja tam miniaturowy parking (dla okolo 7 aut).
Zaparkowalismy i zaczelismy szukac jakies zywej duszy. Kosciol byl otwarty, a w drzwiach klucze. Pstryknelam kilka zdjec.
Przeszlismy sie po Riolo. Na zrodle wody bylo napisane, ze jest nieprzebada. Wiec nie wiem czy zdatna do picia.
Na jednym z domow znalazlam taka oto date:
Przed kosciolem siedzialo dwoch chlopakow mieszkajacych w Riolo. Zeby zagadac spytalismy sie o bar. Jeden z chlopakow powiedzial, ze tu nie ma nic, ale ze jesli chcemy to on moze nam zrobic kawe w jego domu. Zapytalismy o Buiano. Dostalismy wyrazne wskazowki i ze to mniej wiecej 600 metrow z Riolo (i ze z drogi bedzie widac kosciolek nalezacy do Buiano). Mysle jednak, ze troche wiecej. W powrotna droge zrobilam dokladny rachunek. Od drogi, ktora dzieli sie na dwie: jedna idzie do Montefegatesi a druga di Riolo musicie dokladnie przejechac 500 metrow. Znajdziecie sie na dosc kretym zakrecie, a po prawej stronie bedzie malutenka przestrzen do zaparkowania.
Oczywiscie pelna patykow i niedogodnosci. Tam mozecie zostawic samochod. I po wyjsciu z niego dostrzezecie bardzo zalesiona sciezke.
Przejdziecie pierwsze 20 metrow i ujrzycie pierwszy opuszczony budynek. Chlopak z Riolo mowil, ze to kosciol. Ja nie jestem tego pewna. Budynek byl w takim stanie, ze trudno bylo okreslic, co tu bylo 50 lat temu (a moze jeszcze dawniej).
Przyznam szczerze, ze jak doszlismy do tego pierwszego budynku to zaczelismy rozwazac kwestie natychmiastowego powrotu do auta. Sciezka byla tak zarosnieta, ze trudna do przejscia. Teraz juz wiedzialam, dlaczego w tych okolicach ludzie spaceruje z mega-nozami, cos w rodzaju tasaka, powieszonego na plecach, przy spodniach. Sluzy on do ciecia krzakow, chaszczy… Tu wyraznie czegos bylo nam potrzeba. Wzielismy najdluzsze i najgrubsze kije jakie znalezlismy przy drodze i zaczelismy odgarniac chaszcze.
Przeszlismy do kolejnego domu i jeszcze dwoch innych. Przy jednym lezala furtka lub plot, a przy drugim umywalka. Zreszta piekna, kazdy chcialby taka w wiejskim domu. Dom byl ogromny , ale w tragicznym stanie. Skladal sie z trzech kondygnacji. Na scianach byla widoczna farba. Nawet ladny wzorek. Na belkach kawalek lozka. Na dole wejscie glowne do domu…
Sciezka prowadzila dalej, ale chaszcze byly ogromne i klujace. Julcia odmowila dalszego pojscia. Nie dziwilam jej sie. Ona tylko myslala o tym, ze ja jezyna polkuje, ale mi przechodzily dreszcze co dalej kryje ta sciezka. Moj maz zapuscil sie dalej… Myslalam, ze tylko na chwile. A on poszedl w dol. Oto jakie zrobil zdjecia.
Nie bylo go moze z 10, moze z 15 minut. Zaczelysmy sie troche denerwowac. To znaczy ja. Julcia podspiewywala sobie pod nosem. Jak to dobrze, ze dzieci inaczej widza swiat niz dorosli.
Zaczelam powoli cofac sie w strone wyjscia. Chcialam oddalic sie od budynku, gdzie trzy pietra wisialy ” w powietrzu”. Po za tym jakis ptak zaczal w srodku tego budynku bardzo glosno spiewac/trajkotac. I jeszcze wydawalo mi sie, ze od strony auta, od strony drogi do Riolo slysze rozmowe dwoch osob (co raczej wydaje sie malo prawdopodobne, bo tu naprawde diabel mowi dobranoc. W Castiglioncello bylo calkiem inaczej…)
Zatrzymalysmy sie przy furtce/plocie, ktory podobal sie Julci. Uznala, ze to jej znaleziony skarb.
W koncu na horyzoncie, tj w krzaczorach pojawil sie moj maz. Odetchnelam.
Zwiedzil pol miasta. Zatrzymal sie w momencie kiedy w krzakach uslyszal grupe krzyczacych ptakow. Tak jak by chcialy cos powiedziec. Nie chcial isc dalej…
Postanowilismy wracac do samochodu, ale przed samym „kosciolem” zauwazylismy sciezke, ktore idzie w gore. Wspielismy sie i odkrylismy jeszcze kilka domow.
To chyba te zaczeto odbudowywac 15 lat temu. Widac, ze na zewnatrz niezle sie trzymaly. Po prawej stal ogromny , trzypietrowy budynek z lukami w srodku. Z boku brakowalo mu sciany. Mozna bylo podziwiac srodek, rozpadniete schody i kawalek drzwi, chyba rzezbionych…
Stad sciezka szla jeszcze w gore. Maz pierwszy rozpoczal wsponaczke, ale sciezka byla otoczona, wrecz zaminowana, pajeczynami z mega-pajakami. Maz mowil, ze byly ogromne i czerwone. W jedna pajeczyne sie zaplatal, widzialam jak z bluzki swisal mu ten ogromny pajak. Nie chcial sie odczepic…
Tu juz zapadla decyzja o powrocie do auta. Wystarczylo nam atrakcji.
Wsiedlismy do auta i ruszylismy w kierunku Monti di Villa. Doslownie na pierwszym napotkanym zakrecie stanal nam na drodze lis! Kiedy zauwazyl auto, przelecial przez droge i zniknal w gaszczu lasu. W sumie byl o kilkadziesiat metrow od Buiano… Brr…
Oto w skrocie moja opowiesc o tym miasteczku.
Coraz bardziej dochodze do wniosku, ze kolejne miasta widma bedziemy zwiedzac z naszymi przyjaciolmi. Oni sa ekspertami w spinaczkach gorskich i trekkingu. Obecnie sa na wakacjach nad Jeziorem Trasimeno. Wracaja 10 sierpnia. Wtedy to zaczniemy wspolne odkrywanie toskanskich, opuszczonych miasteczek.
Ps. A propos pobytu w Buiano. Przypomnialam sobie jeszcze jedna rzecz: juz przy pierwszych zdjeciach moj aparat odmowil posluszenstwa. Juz na parkingu w Riolo nie chcial zrobic zblizenia i wylaczal sie. Ale w Buiano zmuszona bylam uzyc drugiego, gorszego aparatu, bo ten nowszy wylaczal sie tlumaczac, ze bateria jest wyczerpana. Co bylo nieprawda, bo byla swiezo naladowana w domu (pierwsza „zuzylam na Lucchio). Jaka historie kryje w sobie Buiano?
Ps.2.Cala noc myslalam o tym, ze mieszkaniec Lucchio mowil Bugnano czy Buniano, a nie Buiano. Wpisalam w googlach Bugnano i od rau wyszly informacje. Czyzby miasto bylo nazywane na dwa sposoby? Przeciez mieszkaniec Monti di Villa wyraznie mowil: Buiano.
Tak czy inaczej, oto czego sie dowiedzialam:
Pierwsze wzmianki o miescie pochodza z 983 roku! Na koncu miasteczka podobno stoi budowla z wiezyczkami oraz kosciol San Donato, z poczatku 1000 roku… Dochodzi do nich waziutka sciezka. W 1832 roku kosciol zostal skonsakrowany i zamkniety ze wzgledu na to, ze zaczynal niszczec, a konstrukcja opadac. Obecnie z kosciola pozostalo niewiele, tylko sciany. Po 1832 roku rozpoczelo sie opuszczanie miasta. Nasililo po II wojnie swiatowej, kiedy to nastapil rozkwit ekonomii we Wloszech, a zakonczyl podobno okolo 1980 roku (mieszkaniec Monti di Villa mowil jednak o 50 latach).
Nota: Zgodnie z przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o PRAWIE AUTORSKIM I PRAWACH POKREWNYCH (DZ.U.nr 24, poz. 83) zabronione jest kopiowanie i rozpowszechnianie tekstu i zdjęć umieszczonych na tej stronie bez wiedzy i zgody autorki. Nie zgadzam sie na kopiowanie i przywlaszczanie tekstu z mojego bloga pod czyims imieniem czy nazwiskiem.
Aż mi żal, że nie wiedziałam o nich przed wakacjami. Na pewno byśmy zajrzeli, i to nie do jednego. Uwielbiam takie miejsca, pełne tajemnic, historii…
Pozdrawiam serdecznie!
Pozdrawiam i mysle, ze jest pretekst do szybkiego powrotu do Toskanii 🙂
Ciekawe, intrygujace i takie oryginalne. Fajne miejsca znalazlas.
Z dreszczykiem…