Pages Menu
TwitterFacebook
Categories Menu

Posted by on mar 3, 2020 in Moja Toskania | 0 comments

Czy już dotarło zagrożenie czyli pytania Czytelników o koronawirus w Toskanii

Czy już dotarło zagrożenie czyli pytania Czytelników o koronawirus w Toskanii

Moi Drodzy, poza granicami Włoch panuje jedna wielka panika. Codziennie dostaję po kilkanaście wiadomości od znajomych i Czytelników, którzy niepokoją się sytuacją we Włoszech. Co takiego zmieniło się u nas we Toskanii?

Jeśli chodzi o informacje z prasy w moim regionie odnotowano 18 przypadków zachorowania na koronawirus. Nie wszystkie przypadki zostały jeszcze potwierdzone przez Instytut Medycyny (Istituto superiore di sanità). 959 osób znajduje się w izolacji domowej.

Wczoraj w gimnazjum Julci wyszedł dokument sporządzony przez dyrektora, a skierowany do nauczycieli, osób sprzątających szkołę oraz rodziców. Nauczyciele proszeni są o nauczanie dzieci dobrych praktyk związanych z higieną osobistą. Mowa o częstym myciu i dezynfekowaniu rąk, unikaniu kontaktu z osobami, które są zaziębione, niedotykanie oczu, nosa i ust rękoma, zakrywanie ust i nosa kiedy się kicha i kaszle, przyjmowaniem leków tylko przepisanych przez lekarza, mycie powierzchni płynami z chlorem i alkoholem, używanie maseczki tylko wtedy kiedy istnieje podejrzenie zachorowania lub jeśli asystuje się chorej osobie. Dyrektor prosi, by pozwalać dzieciom, które jeżdżą zbiorowymi środkami transportu na mycie rąk przed wejściem do klasy. Prosi również o zawieszenie w klasie informacji o higienie.

Rodzice proszeni są o przyniesienie certyfikatu medycznego jeśli dziecko było chore przez więcej niż 5 dni. W przypadku gorączki lub kaszlu dzieci mają pozostać w domu. I tu nic nowego, bo o tym wiemy nie od dziś.

Szkoła działa regularnie, nie ma żadnych informacji o zamknięciu. Przed szkołą rodzice czekają na dzieci, które wyjdą z zajęć. Jak to bywa tworzą się grupki i każdy rozmawia z każdym w bliskiej odległości.

A co na mieście? Rozporządzenie ministerstwa z niedzieli 1 marca br. wprowadza nowe słowo do włoskiej mowy. Chodzi o droplet, co po angielsku oznacza kropelkę. Utrzymując odstęp unikniemy, by kropelki śliny pochodzące z kaszlu czy kichnięcia nie dotarły do napotkanych osób.

Według dekretu należy trzymać się na 1 metr odstępu, by zachować bezpieczeństwo i chronić się przed koronawirusem. We włoskiej prasie wypowiadają się lekarze, według których bezpieczny odstęp zaczyna się od 1,82 metrów. Na co dzień nikt nie stosuje się do tych nakazów, a wręcz osoby, które znam obracają to w żart.

Dzisiaj poszłam na kawę do baru i specjalnie przyglądałam się sytuacji. Ludzi było jak zawsze dużo. Półki uginały się od świeżych drożdżówek, bułek, pizzy i innych.

Parę osób cierpliwie czekało przy witrynie ze słodkim, a parę przy barze zamawiało swoją ulubioną kawę. Trzecia osoba obsługiwała kasę, bo i tam ustawiło się kilka osób. Jeden obok drugiego, bez zachowania metrowej odległości, bo inaczej kolejka skończyłaby na ulicy. W barze były dzieci, ludzie młodzi i starzy. Niektórzy czytali codzienną prasę, która jak to w barze przechodzi z rąk do rąk i możemy się tylko domyślać ile ma w sobie bakterii i zarazków.

Na mieście życie toczy się jak codziennie. W dużym sklepie spożywczym żadnej paniki. Nikt nie robi zapasów, tylko każdy kupuje to, co akurat jest potrzebne. Długa kolejka do kasy, jeden obok drugiego. Jedna pani stoi przy kasie i pyta każdego płacącego czy zbiera znaczki na poszwy do poduszek i prześcieradła. Znaczki przechodzą z rąk do rąk, nikt niczego się nie obawia.

Nie widzę ludzi w maseczkach. Wszystkie napotkane koleżanki w tych dniach obcałowały mnie po trzy razy w policzek. Na oficjalnym spotkaniu podano mi ręce.

Cała panika toczy się moim zdaniem poza granicami Włoch. I potwierdzają to artykuły z prasy. Na przykład we Florencji cierpią hotele, które otrzymują anulowanie rezerwacji właśnie od zagranicznych biur podróży. Natomiast rozmawiałam ze znajomą, której znajoma prowadzi bed and breakfast. Mówi, że ta pora roku dla nich jest zawsze martwa, więc ogólnie dla nich zmniejszenie ruchu w lutym jest na porządku dziennym.

Znajoma, która bywa w restauracjach w okolicach oraz we Florencji powiedziała, że życie toczy się normalnym trybem i ludzie wychodzą jeść na miasto.

Czy zauważyłam więc jakieś zmiany w świecie otaczającym mnie, w mieście, w którym mieszkam? Oprócz listu od dyrektora szkoły i ogólnokrajowym dekrecie nie zanotowałam nic.

Na koniec dane statystyczne: co roku we Włoszech umiera 8.000 osób na tzw. choroby sezonowe lub jej powikłania. Czasem w zależności od sezonu liczba wynosi 12.000 rocznie. Podaję źródło, proszę kliknąć tutaj.

Post a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *