Z wizytą u Luciano
Do Luciano pojechalismy w poszukiwaniu pelnego ziola, o ktorym chce jednak opowiedziec w oddzielnym poscie. Historia jest bardzo ciekawa i lekko ” z dreszczykiem”.
U Luciano spotkalismy wspolnych znajomych, ktorzy okazalo sie, ze od dwoch lat zajmuja sie rowniez pszczelarstwem.
Dowiedzielismy sie roznych ciekawostek. Na przyklad: pszczoly robotnice zyja 30 dni, a matka do 5 lat. Pszczoly same wybieraja, z ktorego jajeczka wykluje sie wlasnie matka pszczol. Karmia ja tylko i wylacznie mleczkiem pszczelim. Natomiast robotnice karmione sa przez pierwsze trzy dni zycia mleczkiem pszczelim, a nastepnie miodem. Pszczoly maja kontrole nad matka. Jesli z jakis wzgledow nie podoba sie ona im, moga ja oddalic z ula. A ja myslalam, ze one sa jej posluszne przez cale zycie.
Luciano jest bardzo goscinny. Kocha swoj zawod i chce sie podzielic darami natury ze swoimi znajomymi. Pokazal nam pole bobu oraz zielonego groszku. Julcia zajela sie jego zrywaniem i podjadaniem. Male kulki zielonego groszku sa niesamowicie slodkie!
Oto krotki filmik ze zbierania bobu:
Przechodzac do pola, na ktorym roslo ziolo, ktorym bylismy zainteresowani, Luciano pokazal nam drzewo czeresniowe z dojrzalymi owocami. Julcia byla przeszczesliwa.
Przed czeresnia szpaler gruszy. Zobaczcie jakie malutkie 😀
Idac sciezka lesna Luciano pokazal nam rosline o nazwie pungitopo.
Jak nazwa wskazuje kluje ona myszy. Luciano powiedzial, ze to jest prawda, w ten sposob odstrasza sie myszy. Poszperalam w internecie i okazalo sie, ze w Polsce roslina nazywa sie myszopłoch kolczasty lub ruszczyk kolczasty. Pochodzi z basenu Morza Srodziemnego oraz Czarnego.
W koncu dotarlismy do laczki, na ktore rosnie erba della paura, iolo strachu, tak potocznie nazywane we Wloszech (ale opowiem o niej pozniej 🙂 ).
Zebralam jej caly bukiet, gdyz potrzeba jej troche 😉 Niektore kwiatki wyrwaly sie z cebulka, tak wiec w domu zasadzilam je w doniczce i zamierzam je przywiezc do Polski. Zasadzic u mamy w ogrodzie.
Na lace rosl tez ogorecznik lekarski, z ktorego uwielbiam robic dzemy. Nie zabralam sie jednak za jego zbieranie, bo ostatnie dni sa przepelnione zajeciami i nie moglabym zajac sie jeszcze dzemami 🙁 A szkoda.
U Luciano rozposciera sie przepiekny widok na toskanska wies.
Obok gaju oliwnego rosna sobie drzewa orzechowe.
Luciano pochwalil sie tez swoim wynalazkiem. Skonstruowal suszarnie dla owocow. Dziala ona dzieki promieniom slonecznym. Panel fotowoltaiczny przylaczony do tej „lodowki” dwukomorowej nagrzewa rowniez wode, w lato do 150 stopni.Dzieki temu w domu mozna uzywac tej cieplej wody do kapieli czy mycia naczyn itd.
W szklarni Luciano uprawia sadzonki. Odmian baklazanow bylo chyba ze 4 czy 5.
A na koniec Luciano pokazal nam cos takiego:
Po wlosku to luffa 🙂 A wiecie co to? To ususzona dynia. Zostala obrana ze skorki i ususzona na sloncu. Sluzy jako gabka do mycia!! Rewelacja!! Powiem Wam jedno: my miastowi malo wiemy o zyciu. A tu, na wsi wszystko ma swoje miejsce, kazda rzecz wykorzystywana do czegos pozytecznego. Niczego sie nie wyrzuca. Zobaczcie jak z dyni mozna zrobic gabke do mycia naczyn czy nawet wlasnego ciala!
Uczymy sie kazdego dnia. Luciano, dziekujemy za te piekna lekcje zycia!
Luffe (po polsku trukwa lub gabczak) zasadzilam w tym roku. Sadzonki sa, ale czy wyrosna takie dorodne dynie? Gabka jest naprawde super!
L’erba della paura wystepuje w Polsce dosc rzadko, to czysciec prosty. W Pl pod ochrona. Jadlam kiedys frytki z innego rodzaju – czysciec blotny – smaczne!
Pozdrowienia!!
Piekna opowiesc o toskanskiej wsi.Sielsko – anielsko,ale ile to wymaga pracy,wie tylko sam Luciano.
Oj, tak, swieta prawda.Ciezka to praca.