Pomysłowe mamy
Wszystko tkwi w tym, czy chce nam sie chce czy nie. W obecnych czasach tendencja jest taka, ze „zwala” sie wszystko na jedna osobe. Niech ona sie martwi. Natomiast z mamami przedszkolnymi, ktorych dzieci chodza (chodzily) z Julcia, jest nieco inaczej. Mamom chce sie organizowac cos dla dzieci. Kazda ma jakis pomysl. Efekt jest wspanialy.
W zeszla sobote zorganizowalysmy zabawe w famie u Claudii. Pogoda nie dopisywala, ale mimo to wszystko sie udalo.
Pierwsza zabawa bylo poszukiwanie skarbow. Uczestniczyli tatusiowie z dziecmi. Smiechu bylo wiele, szukania jeszcze wiecej. Tatusiowie dostawali karteczki z rymowanka i razem z dziecmi musieli odkryc, o co chodzi.
Pierwsza trudnosc napotkali w momencie kiedy w sianie nie mogli znalezc kolejnej karteczki z rymowanka. Jedna mama schowala tak dobrze karteczki, ze trzeba bylo „przeczesac” siano niemalze w calosci. Przeszukujac siano tata Paolo zwierzyl mi sie, ze zona kazala mu zalozyc garnitur i krawat. Na cale szczescie wytlumaczyl jej,ze ida na farme i zalozyc sportowa koszulke.
Druga trudnoscia bylo odgadniecie jaki glos wydaje przepiorka. Niestety nie chciala pochwalic sie „jak spiewa”.
Mama Edoardo-Gabriela wpadla na swietny pomysl, by polaczyc sie z internetem i sprawdzic informacje o przepiorce. Wszyscy natezyli sluch i przyblizyli sie do telefonu.
Potem byl juz tylko bieg do Claudii i proszenie o kolejna karteczke.
Kolejnym etapem zabawy bylo wykonanie masy „gipsowej” i odcisniece reki w masie.
Na samym koncu uczestnicy gry znalezli skarb: kilka elementow, ktore trzeba bylo zlozyc w jedna calosc. Plastikowa butelka ucieta w polowie, sznurek z kulka (zrobiona przez mamy z ciastoliny), korek z dziurka przeksztalcily sie w zabawke: rzucanie kulki do butelki.
Po poszukiwaniach skarbow przyszla pora na poczestunek. Mamy przygotowaly schiacciaty, kanapki, ja pizzetki w ksztalcie rybek (bo nasza grupa przedszkolakow nazywa sie „pesciolini colorati” czyli kolorowe rybki) oraz salatke z plaskurki.
Elmira z Kazakihstanu zrobila salatke jarzynowa oraz sledzia pod plaszczykiem (tak jak robi sie w Polsce: warstwy buraczkow, ziemniakow, sledz i majonez).
Mama Mirona z Rosji przyniosla ogorki pokrojone w slupki, pomidory i owoce.
Nastepnie przyszla pora na teatrzyk przygotowany przez rodzicow. Dzieci zasiadly w pierwszych rzedach i sluchaly historii wymyslonej przez Gabrielle, mame Edoardo. Smiechu bylo bardzo duzo, a na koncu oczywiscie burza oklaskow.
Kolejnym punktem spotkania bylo zjedzenie slodkosci. Gabriela upiekla mega tort pokryty masa cukrowa. Napracowala sie bardzo, gdyz chciala stworzyc efekt morza i rybek. Bylam pod wrazeniem jak wspaniale urosl jej biszkopt. Ciasto rozeszlo sie w piec minut.
Ciesze sie, ze mamy ktore znam sa pelne inicjatyw i skore do organizowania czegos wspolnie dla dzieci. To teraz rzadkosc.
Brawo! Dla dzieci to swietna zabawa ,ale i nauka na przyszlosc,bo „czym skorupka za mlodu nasiaknie,tym na starosc traci” 🙂
Z opisu widze,ze macie wielonarodowe towarzystwo,faktycznie
„kolorowe rybki”.
W klasie Julci jest 80% obcokrajowcow, a 20% Wlochow 😀