Kurs gotowania dla dzieci
W sobote popoludniu odbyl sie moj pierwszy kurs gotowania dla dzieci. Juz od samego momentu opublikowania wiadomosci o nim oraz po wydrukowaniu ulotek kurs odniosl duzy sukces. Od razu przekroczylysmy liczbe wolnych miejsc i musialysmy rozszerzyc ja o pare dobrych miejsc. Potem zmuszone bylysmy zamknac zapisy, bo zbyt duza grupa spowodowalaby wielkie zamieszanie.
Do kursu mogly przystapic dzieci od 5-10 lat. Wiekszosc zapisanych byla 9-10 latkami, co przyznam milo mnie zaskoczylo. Myslalam, ze bedzie to raczej kurs dla pieciolatkow.
Nasze swiezo uszyte fartuszki prezentowaly sie bardzo ladnie. Mam nadzieje, ze Marta (nasza polska znajoma krawcowa) nie zerknela na nie z bardzo bliska (bo mogla dostrzec kilka niedociagniec).
Moje pierwsze wrazenia: zaobserwowalam, ze dzieci nie jedza duzo warzyw, nie obcuja z nimi i nie znaja ich prawdziwych smakow. Kilka mam podziekowalo za zrobienie pomaranczowego makaronu, gdyz, cytuje: „w ten sposob mozna przemycic dzieciom marchewke w jedzeniu”.
Nastepnie dzieci robily sos pesto i tu nastepna niespodzianka: byly zachwycone zapachem swiezo zmielonej bazylii. Z ciekawosci wszyscy ustawili sie w kolejce by sprobowac sosu. Niektorzy wracali po kilka razy by jeszcze raz liznac i powachac bazylie.
Milo zaskoczylo mnie rowniez to, ze w kursie uczestniczylo duzo chlopcow. Szczerze mowiac myslalam, ze przyjda same dziewczynki 😉
Pierwszy makaron, ktory wykonalismy, tj. orecchiette z pesto, zostaly pochloniete z predkoscia swiatla. Prawie wszyscy poprosili o dokladke. A mamom usmiechaly sie buzie, bo patrzyly z niedowierzaniem, jak dzieci wylizuja talerze.
W bardzo szybkim tempie musialysmy ugotowac pomaranczowe kokardki, bo dzieci nie wytrzymywaly z ciekawosci. Duza porcja makaronu zostala rozdana w rekordowym tempie. A ciekawi rodzicie chwycili za talerze i tez ustawili sie niemalze w kolejce do sprobowania naszego „dziela”.
Zarowno dzieci jak i rodzice byli bardzo zadowoleni. Pytali sie o nastepna lekcje gotowania. Oczywiscie odbedzie sie ona wkrotce, ale to juz po nowym roku.
Osobiscie bardzo ciesze sie z sukcesu jaki odniosla pierwsza lekcja kulinarna. Dzieci sa naszymi najlepszymi krytykami. W uszach dzwiecza mi glosy dzieci, ktore mnie przywoluja i mowia:
Buono, buono, Alessandra, buono!
Poza tym dzieci caly czas wyrazaly sie w taki sposob, jak to ja bym zrobila te dania. Kilkakrotnie musialam im tlumaczyc, ze to oni sami wszystko przygotowali. A ja tylko powiedzialam, jak maja sie do tego zabrac.
Do nastepnego kursu!
Buon appetito, piatto pulito!
A na koniec kilka filmikow:
Bardzo mi sie podoba,ze Polka uczy Wlochow gotowania makaronu i odkrywania zapachu bazylii !
Przypomina mi sie tu powiedzenie „cudze chwalicie ,swego nie znacie”.
Brawo za pomysl!I piekna organizacje kursu!
Rzeczywiscie fanie sie pokrywa z tym powiedzeniem. Rodzice byli zachwyceni jak w prosty sposob mozna wykonac makaron w domu 🙂
to wspamialy pomysl! uczyc dzieci gotowac… bo podobno najlepeiej im smakuje to co razem przyrzadza-widzialam kiedys taki test w tv-gotowe juz podane warzywa nie cieszyly sie juz takim powodzeniem…
Jamie Oliver bedac kiedys W USA odwiedzil kilka szkol i okazalo sie ze dzieci nie znaja wcale warzyw!…oprocz moze ogorka czy pomidora…
moje dzieci jak byly w szkole podstawowej to mialy raz w tygodniu „zdrowy kiosk”-rodzice na zmiane oczywiscie przygotowywali cos zdrowego np. snacks, koreczki, kanapki, z warzywami i owocami a na duzej przerwie z pomaca dzieci sprzedawano te przekaski-cieszyly sie zawsze duzym powodzeniem-bo byly smaczne i tanie…
Mniam 🙂