Negatywny, pozytywny

Jeszcze niedawno apteki robiły testy antygeniczne lub molekularne osobom, które potrzebowały dokumentu (zaświadczenia) do podróży (zagranicznej) czy do poruszania się środkami publicznego transportu bądź do pracy. Ci, którzy czuli, że mogą mieć Covid, musieli zamawiać test przez ASL (Azienda Sanita Locale, urząd ds. opieki zdrowotnej,  podchodzi też pod polski Sanepid). Jechało się na umówiony adres i robiło testy drive thru, nie wysiadając z auta.

Teraz nastąpiły zmiany. A to ze względu na bardzo dużą ilość zachorowań i coraz większe testowanie się. Jednym słowem ASL nie wyrabiał, więc zlecił sprawę również aptekom.

Natłoku nie udało się rozładować. Przed aptekami stoją długie kolejki ludzi, którzy muszą wykonać test. A w tych kolejkach są wszyscy. Zarówno pozytywni jak i negatywni (tak nazywam osoby z wynikami tesktu pozytywnego lub negatywnego, nie chodzi tu o humor czy nastawienie człowieka). W atece w centrum testy wykonują w drzwiach. Pani magister ubrana jak prawie kosmita wychodzi, zbiera jakieś pięc legitymacji z kodem fiskalnym i po kolei robi testy.

Potem znika w aptece z próbkami, robi analizę i wraca z wynikami. Nie istnieje privacy. Na głos wyczytuje nazwiska i objaśnia kto ma wynik negatywny. A osobom pozytywnym wręcza wydrukowany dokument, który otwiera procedurę chorobową Covidową. Czyli wszystko wszyscy wiedzą. Następuje miks osób chorych i zdrowych. Osoby zdrowie mogą równie dobrze za chwilę zachorować, bo stoją po półtorej godziny z osobami zarażonymi.

Zarządzanie pandemią przybiera to coraz dziwniejsze oblicze.

A zarażeń coraz więcej.

Pamiętam jak rok temu pisały gazety: Odkryto, że do sklepu weszła osoba chora na Covid albo na kwarantannie. Od razu zamknięto sklep do dezynfekcji. Jeszcze miesiąc temu w aptece po każdym wykonanym teście pani dezynfekowana siedzenie. Teraz jak taśmociąg, na krześle ktoś siada, zostaje pobrana próbka, osoba się oddala i siada ktoś następny itd. itd.