Coś nie tak z dystrybucją maseczek
W zeszły weekend pierwsi burmistrzowie niektórych włoskich miast ogłosili, że kto wychodzi z domu musi obowiązkowo założyć maseczkę ochronną. Ewentualnie szlik czy apaszkę. Coś co zakryje nos i usta. Już od wielu dni maseczki roznoszone są po domach przez wolontariuszy. W dzienniku toskańskim przedstawiono mieszkańca małego miasta, który za ostatnią wypłatę kupił 1000 maseczek i dzięki wolontariuszom mógł je podarować ludziom. Piękny i wzruszający gest.
W poniedziałek również burmistrz Pistoi wraz z pozostałymi burmistrzami we Włoszech dołączył do obostrzeń. Z tym, że zadecydował coś nierozsądnego. Opublikował listę adresów pod które należy się udać i odebrać osobiście maseczki! Wyobrażacie sobie kolejki w tych miejscach po to, by je odebrać.
Na szczęście już we wtorek, prawdopobnie czytając wypowiedzi ludzi, a może i gazety, zmienił zdanie.
Tak jak w całych Włoszech tak i w Pistoi sprawą zajęli się wolontariusze. A w przypadku mojej okolicy ochrona cywilna.
Przyjechali w środę i włożyli koperty do skrzynek pocztowych.
W każdej kopercie po 2 maseczki jednorazowe.
To kropla w morzu, ale zawsze coś.