Pages Menu
TwitterFacebook
Categories Menu

Posted by on wrz 2, 2018 in Moja Toskania | 4 comments

Rodzinne knajpki i smakowite jedzenie

Rodzinne knajpki i smakowite jedzenie

Nie ma to jak małe, rodzinne restauracje. Często gdzieś poza centrum, na jakimś uboczu, może wzdłuż drogi dojazdowej.

Wczoraj byłam właśnie w takiej restauracji i po raz kolejnych wyszłam z nostalgią i marzeniem, by coś takiego kiedyś prowadzić osobiście. Marzenia trzeba mieć! Pamiętajcie o tym.

U rodzinny Gatti (Kotów) w Marli, w gminie Capannori nie ma stałego menu. Obowiązuje tzw. pranzo di lavoro czyli obiad pracowniczy. W pakiecie za 10 euro dostajemy wodę, wino czerwone i białe, pierwsze danie czyli makaron, drugie danie mięsne lub wegetariańskie oraz kawę. Porcje makaronu są duże, więc ledwo dopełniamy się drugim daniem, a na końcu z trudem odchodzimy ze stołu.

Najpierw przychodzi właściciel restauracji, zagaduje i przynosi koszyk pieczywa. Chleb toskański i schiacciatę.

 

Kelnerka przynosi wodę i wino.

 

 

Pomagając sobie notatkami na kartce jednym ciurkiem recytuje dania dnia. Jest w czym wybierać. Maria i Małgosia decydują się na spaghetti z frutti di mare, a ja na spaghetti all’arrabbiata, czyli pikantne.

 

 

Pogryzamy sobie chleb, rozmawiamy i obserwujemy jedzących w sali. To sami panowie, siedzą albo pojedynczo albo w grupie. Ci siedzący solo mówią donośnym głosem do tych z drugiego końca sali. Biesiada trwa. Zresztą w dwóch salach jest taki hałas, że z trudem możemy rozmawiać. Też krzyczymy do siebie schylając się nad talerzami. Nasze makarony wyglądają i smakują wyśmienicie!

 

 

Podczas gdy jemy makarony zauważamy przez okno, że zaczyna padać. Deszcz nasilił się i doszła do niego burza. Coraz silniejsza, aż w końcu przy mocnym błyśnieciu zgasło światło w restauracji.

Po kilku minutach wróciło wszystko do normy.

Po pierwszym daniu ponownie przybliża się do nas kelnerka i tym razem wymienia drugie dania. Dziewczyny biorą aristę, pieczoną wieprzowinę z dodatkami na drugim talerzu, groszkiem zielonym, ziemniakami i szpinakiem.

 

 

Ja wybieram ziemniaki z pieca i fasolkę w pomidorach.

 

 

Jesteśmy pełniuteńkie. Do pięknego zakończenia obiadu brakuje tylko kawy. Wystarczyło o tym pomyśleć, a od razu zjawiła się kelnerka, by spytać jaką kawę chcemy. Wiem, że u Kotów pije się extra mocną czarną proszę o wersję z mlekiem.

 

 

Za oknem się wypogodziło. Co to był za piękny dzień!

 

Foto spontan, a słońce świeci prosto w oczy

4 komentarze

  1. Jakbyś szukala kucharki to ja jestem chetna, moze wiecej wpisow o takich restauracyjkach, przydalaby sie taka wiedza nam turystom 🙂

    • 🙂

  2. A może i potem ksiązka kucharsko-etnograficzna – przewodnik z przepisami i mapką? No bo ile jeszcze takich restauracyjek jest?

    • Byłoby cudownie

Skomentuj Agnieszka Szczupak Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *