Pages Menu
TwitterFacebook
Categories Menu

Posted by on maj 29, 2018 in Moja Toskania, Moje spotkania | 2 comments

Drugi dzień warsztatów na toskańskiej wsi

Drugi dzień warsztatów na toskańskiej wsi

Drugi dzień pieczenia i gotowania rozpoczął się od lekcji pszczelarstwa. Na wieś toskańską przyjechał Raffaele i Roberto, pszczelarze, którzy opowiedzieli nam o życiu pszczół, procesie zbierania miodu i innych sprawach związanych z tym tematem.

Byli z nami studenci szkoły rolniczej z Pistoi. Bacznie się przysłuchiwali i siedzieli cicho. Natomiast wiele pytań zadawały nauczycielki. Zazwyczaj jest odwrotnie. W naszej grupie gotującej mamy Agnieszkę, która kiedyś zajmowała się pszczelarstwem. Dzięki temu dodawała nam ciekawe informacje. Mogłyśmy dotknąć plastry miodu.

Do prelekcji włączyła się Gabriella, która też zbiera miód.

Drugi dzień warsztatów dedykowany był ciastom i ciasteczkom. A, że była mowa o miodzie, to zrobiłyśmy ciasto z miodem kasztanowym, który zbiera Gabriella. Do ciasta dodałyśmy świeżą ricottę, zrobioną z samego rana oraz migdały.

Dzień był pochmurny i z warsztatami przeniosłyśmy się do wnętrza eko agroturystyki, w której jest bardzo dużo miejsca na wszelkiego rodzaju zajęcia.

Przed deszczem zdążyłyśmy jeszcze zebrać rozmaryn do jednego z moich ulubionych ciast z dodatkiem gorzkiej czekolady.

 

Ciast zrobiłyśmy trochę więcej, bo studenci z prelekcji pszczelarskiej zostali na obiad.

Po dwóch rodzajach ciast przyszła kolej na dwa rodzaje cantuccini, typowych toskańskich ciastek.

 

Jedne zrobiłyśmy klasycznie z migdałami, a drugie z dodatkiem kakao i rodzynek.

Do pieca wchodziły po 3 formy, produkcja trwała chyba do 14 lub jeszcze później.

 

Wyszło chyba z kilka kilogramów ciastek.

 

 

Troszkę zawiozłam do domu, dałyśmy też trochę Gabrielli. Dziewczyny ciastka jadły również na śniadanie. Ładne paczuszki prezentowe zrobiłyśmy dla Marii spod Lukki oraz dla właścicieli winnicy, w której miałyśmy degustację.

Nasz obiad nie mógł składać się z samych słodyczy, w związku z czym na przystawkę zrobiłyśmy cecinę z rozmarynem.

 

 

A pennette połączyłyśmy z pesto oliwkowym.

 

 

Po tylu godzinach pieczenia przyszedł czas wspólnego jedzenia. Każdy z chęcią zjadł obiad.

 

 

Wszystko zakończyłyśmy dobrą, mocną kawą z odrobiną świeżego mleka, prosto od krowy.

 

Mleko prosto od krowy, oczywiście przegotowanie, zdjęcie archiwialne

2 komentarze

  1. ciasteczka, szczegolnie te z migdalami jadlysmy jeszcze w samolocie…pyszne;-)

    • Czyli na długo starczyły! Ściskam! A.

Skomentuj izabela Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *