Pages Menu
TwitterFacebook
Categories Menu

Posted by on maj 23, 2018 in Kuchnia toskańska, Moja Toskania, Moje spotkania | 2 comments

Pierwszy dzień warsztatów na toskańskiej wsi

Pierwszy dzień warsztatów na toskańskiej wsi

Dni lecą jak szalone i nie udaje mi się na bieżąco informować was o warsztatach na toskańskiej wsi.

W poniedziałek zajęłyśmy się tematem makaronowym. Pogoda początkowo pozwoliła nam na rozłożenie stołów na dworzu, co nas bardzo ucieszyło. Wytwarza się od razu inny klimat.Była z nami Julcia, która zajęła główne stanowisko i pomagała paniom w wyrabianiu makaronów. Tradycyjnie przed rozpoczęciem prac zrobiłyśmy pamiątkowe, grupowe zdjęcie.

Żeby nasz obiad nie był złożony z samych trzech dań postanowiłam przywieźć mascarpone i wspólnie zrobić dwa rodzaje mascarpone. Z truskawkami oraz z kawą. Propozycja została przyjęta z entuzjazmem. Wyszło chyba 20 porcji deserów, po 10 z rodzaju.

 

Nasze tagliatelle wychodziły wyśmienicie. Zauważyła to Gabriella i poprosiła, byśmy zrobiły ich trochę więcej na kolację dla 10 osób. Myślę, że zrobiłyśmy ze 2 kg tagliatelli. Suszyły się one, gdzie się dało. Trochę wisiało na płotku, inne suszyły się na stole w części restauracyjnej.

 

 

Po tagliatellach przyszedł czas na kokardki czyli farfalle. Tego rodzaju makaronu też zrobiłyśmy w hurtowych ilościach. Tak, że starczy na kolejny obiad na kilkunastu osób.

 

W przerwie zaparzyłyśmy kawę, która nas miło wzmocniła. Julcia wypiła mleko prosto od krowy, które nie można porównać do tego kupionego w sklepie…

 

Zmęczyłyśmy się trochę robieniem tagliatelli i orecchiette nie szły nam tak energicznie jak pierwsze robóty makaronowe. Zrobiłyśmy ich wystarczająco dla 8 osób. Do tego zrobiłyśmy sos z ricotty, świeżej mięty i cytryny.

 

A do tagliatelli podałyśmy sos umbryjski. Nie zdradzimy z czego, żeby było ciekawiej dla osób, które wybierają się na warsztaty.

 

Kokardki świetnie smakowały z masłem i szałwią.

Do biesiadnego stołu dołączyła Gabriella, która jak wiadomo, robi wszystko w biegu. Zjadła z chęcią wszystkie rodzaje makaronu i trochę tagliatelli zostawiła na kolację.

 

 

Tiramisù zdążyło się trochę przegryźć i po dawce makaronów przyszedł czas na deser. I oczywiście na kawę. A potem siesta i dziewczyny pojechały do Vinci.

 

 

2 komentarze

  1. jak to wszystko pysznie wyglada… a ja taka glodna w pracy siedze… 🙂

    • Koniecznie proszę coś przekąsić. pozdrawiam

Skomentuj Aleksandra Seghi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *