Odmienione miejsce na kawę
W mojej przedostatniej ksiazce pt. Fanklub buleczek z rozmarynem czyli ciag dalszy opowiesci ze smakiem poswiecam caly rozdzial jednemu barowi w Pistoi. Istnial on ponad sto lat. Robiono w nim miedzy innymi „jezyki tesciowej”.
W zeszlym roku ku zdziwieniu wszystkich mieszkancow miasta wyszedl artykul w gazecie, ktory oglaszal zamkniecie Baru Nannini. Bywalcow lokalu obiegla niemalze zaloba. Dwie starsze siostry prowadzace bar zegnaly sie ze wszystkimi.
Pomieszczenia zostaly podzielone. Zostala tylko czesc pracowni, w ktorej robiono ciastka. Trzecia generacja Nannini postanowila utrzymac biznes i piecze dla innych. Natomiast pomieszczenia baru wynajal ktos nowy. I o dziwo zachowal stara nazwe.
Wraz z tesciowa udalam sie na kawe i na rekonesans.
W srodku bardzo fajnie urzadzone i wlasciciele bardzo mili. Bar prowadzi matka z synem. Juz od progu witaja i zapraszaja, by rozgosci sie, usiasc przy stolikach. Kawe przynosza z usmiechem i wdaja sie w rozmowe.
Istnieja dwa menu: jedno z wyszczegolnionymi kawami, a drugie z herbatami (co jest rzadkoscia, bo przeciez mowi sie, ze Wloch pije tylko rumianek, jak ma problemy zoladkowe). Nastepnym razem skusze sie na kawe z kremem pistacjowym. Przynajmniej zdjecie kusi.
Na scianie baru umieszczono taki oto napis:
„Zycie jest jak kawa:
mozesz poslodzic tyle ile chcesz,
ale jesli chcesz zeby byla slodka,
to musisz pomieszac lyzka”.
Milego czwartku!