Nowy szpital w Pistoi
Miesiac temu w Pistoi otworzono nowy szpital. Po co nowy? Wielki znak zapytania.
Stary mial sie dobrze, jeszcze niedawno przeprowadzano w nim remonty, odnawiano oddzialy, wkladano w to duze pieniadze. Pewne, niewielkie grono jenak naciskalo na wybudowanie nowej struktury (dziwnym zbiegiem okolicznosci wybudowanie jego bylo jednym z najwazniejszych zalozen obecnie juz bylego burmistrza, z zawodu lekarza…) . Wybrano najgorsze z mozliwych rozwiazan: wybudowanie szpitala na terenach bagnistych, na ktorych nic nigdy nie skonstruowano gdyz bylo (i jest) zbyt niebezpieczne. Na nic nie pomogly protesty, wielomiesieczne sprzeciwy. Postawiono na swoim. Juz przy budowie zaczynaly sie problemy, bo w niektorych miejscach prawdopodobnie cos sie dzialo z terenem. W koncu budynek oddano do uzytku. Juz z zewnatrz odstrasza swoja architektura. Projekt prawdopodobnie ma kilkadziesiat lat. Asfalt, asfalt, asfalt. Parking, jak na duzy szpital, nie jest duzy. Brakuje na nim chodnika, stad idzie sie po ulicy, a przed nami przejezdzaja samochody.
Stary szpital w Pistoi slynny byl z labiryntu korytarzy. Pomimo wielu oznakowan mozna bylo sie w nim pogubic. Tylko stali bywalcy trafiali na odpowiednie oddzialy czy do gabinetow lekarskich. Nowy szpital podobno byl inny: z latwoscia mozna dojsc do celu.
W piatek mielismy okazje przekonac sie na wlasne oczy, jak w srodku wyglada nuovo ospedale.
Hall szpitala oraz niektore jego czesci przypominaja otoczenie z centrum handlowego.
My szukalismy oddzialu chirurgii, ktory podzielony jest na dwa sektory A i B, jeden oddalony od drugiego. Tak sie zlozylo, ze nasza sasiadka z gory upadla i zlamala kosc udowa. Przeszla operacje i nadal lezy w szpitalu. Postanowilismy ja odwiedzic. Julcia narysowala nawet piekna laurke, gdyz bardzo jej smutno, ze Lori zle sie czuje.
Okazalo sie, ze z chirurgii zostala przeniesiona juz na ogolny oddzial (ktory nazwano jakos po angielsku…) i ktorego z oddzialu chirurgii nie mozna bylo odnalezc. Najpierw „krazylismy” winda, potem juz schodami. Spotkalismy na nich syna Lori, ktory rowniez nie wiedzial co i jak. Obeszlismy chyba polowe szpitala. W pewnym momencie trafilismy nawet na oddzial porodowy, gdzie przed ogromnymi drzwiami wiele osob czekalo na nowiny o noworodkach. Ktos z tego tlumku zasugerowal, ze moze tu jest Lori. Na to syn, ze mama ma 90 lat i raczej na porodowce sie nie znajduje.
No nic, w koncu udalo sie! Lori, ktora od 10 dni lezy nieruchomo w lozku marzy o kremowych lodach i arbuzie. Przykryta jest po szyje koldra, gdyz w szpitalu klimatyzacja pelna para (tak mi wyszuszyla gardlo, ze przez pol nocy kaszlalam). Wspomniala tez o swojej ulubionej, letniej przekasce, ktora oczywiscie chce Wam przedstawic (za kilka postow).
Zyczymy szybkiego powrotu do zdrowia, Lori trzymaj sie!
Po przeczytaniu dzisiejszego wpisu przyszly mi do glowy slowa starej piosenki.”Jak dobrze miec sasiada,jak dobrze miec sasiada…” 🙂
Lori ma szczescie!
I jak to pieknie,ze mala Julcia tez juz wie,co to empatia.
Goraco was sciskam!Wiem,ze macie gorace serca…
🙂
Widzę, że bardzo nowoczesny budynek. Taki bardzo modernistyczny design, na dachu solary dachowe, więc pewnie koszt ogrzewania wody odpada, ale nie ma co się dziwić, w końcu we Włoszech słońca mamy dużo więcej niż u nas w Polsce…
A ja myslalam ze tylko w Polsce maja miejsce takie nieprzemyslane projekty 😉
😉
Ja wiem dlaczego ten szpital nie ma chodnika, tylko mozna wejsc do niego z ulicy. Latwiejsze potracenie pieszego, wiec od razu jest klient (przepraszam, pacjent;-)) i w dodatku nie trzeba po niego wyjezdzac karetka 😉 U nas w Poznaniu tez powstalo ostatnio kilka straszydel i w planach kolejny jest (na miejscu kina Baltyk).
🙁