Moja Toskania gościnnie w Bolonii
Kilka dni temu pojechałam do Bolonii spotkac się z moimi polskimi koleżankami. W Toskanii całą noc padało, rano się wypogodziło. Natomiast dziewczyny napisały, że u nich szalała burza. Kiedy dojechałam na miejsce wyszło piękne słońce. Fajnie, bo mogłyśmy pospacerowac po centrum.
W Bolonii byłam kilka razy jako turystka, ale jeszcze takiego dokładnego tour nie miałam okazji zrobic. Nie ma to jak mieszkanki Ewa i Aneta, które były moimi przewodniczkami. Byłyśmy w wielu miejscach, różnych fajnych zakątkach. No i dowiedziałam się o ciekawostkach, legendach i miejskich opowieściach. Dziewczyny, serdecznie Wam dziękuję!
Oczywiście nie zabrakło dobrej kawy oraz deseru, słodkich ravioli z ricottą, które będę chciała zrobic w domu.
Po kawie kontynuowałyśmy nasz spacer.
Ewa pokazała mi sklepik z największym wyborem magnesów. Rze czywiście nie wiedziałam co wybrac.
W jednej z uliczek zauważyłam znajomą postac klowna, naklejkę streetartist Asino n.11.
Zrobiłyśmy wiele fajnych zdjęc. Aneta jest profesjonalnym fotografem, ja tylko mam pasję fotografowania, robię to amatorsko.
Na obiad poszłyśmy gdzie można było zjeśc świeżo zagnieciony makaron.
Kolejka była spora, czekałyśmy niecałą godzinę. Miałam czas na obejrzenie makaronów za szkłem.
W końcu podano nam nasze dania. Były mocno al dente…
Podczas jedzenia przypomniałam sobie o moim niezrealizowanym marzeniu, a mianowicie o patelni na tigelle. Aneta zaprowadziła mnie do sklepu z gospodarstwem domowym. Pzemiły pan opowiedział nam wszystko o tej żeliwnej patelni. Ta była najlepsza, oryginalna, z dwoma wieżami. Nie było się co dłużej zastanawiac. Pan spakował patelnię samozapraszając się na degustację w Pistoi. Tym samym zostałam właści cielką tego żeliwnego cuda.
Radośc mam ogromną a jutro podam Wam przepis na tigelle.