Szyszkowa kompozycja
W Toskanii z czwartku na piątek i w piątek rano szalał wiatr. Na tarasie dawny domek Julci spacerował raz w lewo, raz w prawo. Poprzewracały się dniczki z roślinami. Pod domem w kilku miejscach nagromadziły się góry liści przybyłe z czterech stron świata. W nocy kilka razy pootwierały się okna.
W parku z drzew poleciały duże gałęzie, w niektórych przypadkach spore kawałki (pewnie zapytacie co robiłam w parku, skoro w Toskanii mamy czerwoną strefę. Otóż w parku w willi znajduje się szkoła muzyczna. Dziwnym trafem nie zaprzestała działania i dzieci regularnie do niej uczęszczają. Wychodzimy z domu z gotowym autocertyfikatem, jak by co…).
Ucierpiało nawet drzewko oliwkowe.
A z magnolii spadły chyba wszystkie szyszki. Niektóre trzymały się na łodygach, z liśćmi.
Szyszki mnie zainteresowały, ale postanowiłam je zebrać po zajęciach Julci. Czekając przed szkołą muzyczną zauważyłam, że jedna mama zrobiła sobie ładny bukiet z szyszek. Skoro ona to i ja – miałyśmy podobne pomysły, by je zebrać.
Poza tym pomyślałam o Panu Stefanie z ogrodu botanicznego w Powsinie. Że może udałoby mu się wyczarować drzewka magnolii z tych czerwonych nasion? Zobaczymy kiedy te szyszki mogłyby dotrzeć do Powsina…. Jak narazie trzeba czekać, aż minie pandemia.
Na tarasie wykonałam kompozycję w donicy.
Niech sobie stoi. Niech nasiona się zasuszają.