Włoski Dzień Kobiet
Zaczęłam ten post od ogólnych przemyśleń, ale wykasowałam po 5 minutach, gdyż nie chcę, żeby na blogu pojawiły się jakieś polemiki. Opowiem po prostu jak wyglądał dzisiaj mój dzień.
Po pierwsze wiosna na całego i niektórzy chodzą już nawet bez kurtek, a nawet w krótkich rękawkach. Kwiaty pięknie kwitną.
Pierwsze życzenia przyszły już o 7 rano, a za nimi wiele innych, co bardzo umiliło i umila dzień.
Na lekcji dotyczącej mojego kursu piekarniczego na każdą z pań czekała mimoza.
To bardzo miło ze strony mężczyzny, który jednak nie chciał przyznać się przed klasą, że to do niego należał ten gest. Mamy w klasie trzech rodzynków.
W przerwie między lekcjami wyszliśmy do baru i Francesco zafundował wszystkim paniom kawę.
Przy ulicy blisko baru stał pan i sprzedawał mimozy. Od słońca chronił go już parasol.
Po lekcjach miło było jechać rowerem do miasta. Słoneczko mocno grzało, a mimoza mocno pachniała.
Na mieście zatrzymała mnie pani z pytaniem, gdzie rozdają mimozy. Szła z mężem, a raczej kilka kroków za mężem.
Wieczorem zostałam zaproszona na słodkie do znajomej. Tu we Włoszech w Święto Kobiet babki spotykają się z babkami. Na tę okazję upiekłam między innymi serniczek.
Pięknego dnia życzę wszystkim!