Kolejna wizyta w stołówce szkolnej – maj
Dzisiaj po raz kolejny odwiedzilam stolowke szkolna. Zeszlym razem wyszlam bardzo zadowolona. Tym razem niestety tak nie bylo 🙁
Na pierwsze danie dzieci dostaly makaron z pesto, ktore nie mialo z pesto duzo wspolnego. Troche zmielonych lisci bazylii, troche orzechow, wszystko zalane oliwa. Do tego makaron byl zimny, bo w ostatniej chwili zostal do niego wlany zimny sos.
Chleb byl z wczoraj, bo skorka byla trudna do ugryzienia. Czerstwosc potwierdzila mi tez jedna z nauczycielek, wiec bylam pewna w ocenie.
Na drugie podano male mozzarelle oraz salate. Mozzarella byla zjadliwa, aczkolwiek malo w niej bylo jakiegokolwiek smaku. Natomiast salata do odstawienia. Tak przesolona 🙁
Julcia powiedziala, ze wygrzebala sobie tylko kukurydze 🙁
Na deser rozdano pomarancze, ktorych sezon skonczyl sie z miesiac temu. Trudne do obrania, kwasne i twarde do pogryzienia 🙁
Jednym slowem: obiad do bani.
A zeby bylo ciekawiej to w piatek stolowki nie bedzie, bo ogloszono strajk. Bez komentarza.
Wolę by dziecko jadło nawet nie za gorące tego typu dania niż to co się wyrabia w polskich szkołach.
Szkolne sklepiki bez kontroli i zainteresowania jaki mają wpływ na zdrowie dzieci serwują im (sprzedają po cenach droższych niż w normalnych sklepach) głównie słodycze i inne śmieciowe jedzenie.
Oczywiście na zimno.
Ostatnia próba wycofania szkodliwego jedzenia ze szkół (minister Kluzik-Rostowskiej) zakończyła się poruszeniem wśród rodziców że nie wolno ich dzieciom zabraniać tego co chcą jeść.
I cała żywieniowa reforma pod naciskiem „oświeconych” rodziców została praktycznie wycofana.
Po prostu ręce opadają, i płakać się chce.
Ten wpis o tym co włoskie dzieci jedzą w szkołach powinien być dedykacją dla polskich rodziców.
Najpierw oni sami muszą się jeszcze wiele nauczyć.