Domowe brigidini
Kilka dni temu byłam w sklepie typu second hand, ale takim gdzie jest dosłownie wszystko. Niestety zapomniałam zabrać telefonu i relacji fotograficznej nie ma. Następnym razem. W każdym bądź razie obkupiłam się w książki kucharskie i jestem przeszczęśliwa. Wzbogaciłam się o sześć książek z przepisami toskańskimi.
Ku mojemu zadowoleniu w jednej z nich był przepis na brigidini. Pewnie znacie te anyżowe ciastka rodem z Lamporecchio, sprzedawane głównie na targach, festynach czy w sklepach z tradycyjną żywnością. Do ich wyrobu potrzebna jest specjalnia podwójna, płaska patelnia, z wzorami kwiatowymi. Gdyż każde brigidino ma kwiatek na wierzchu. Na festynach sprzedawcy mają specjalne maszyny, z których wychodzą ciasteczka. Do ich wyrobu używana jest już gotowa, kupiona masa.
Kupne brigidino jest mocno słodkie i ciemno żółte. Pewnie dodawany jest barwnik, by ciastko miało intensywniejszy smak.
Poniżej przepis na moje brigidini. Smak jest taki sam, wygląd nieco inny. Smażone w domu, na tefalowej patelni.
Brigidini domowej roboty
Składniki na około 30 brigidini:
70 g cukru białego
1 jajo
około 180 g mąki pszennej
pół łyżeczki anyżu (dla lubiących anyż nawet trzy czwarte łyżeczki)
sól
Dodatkowe składniki:
mąka pszenna do oprószenia stolnicy
Przygotowanie:
Anyż rognieść na drobny proszek.
Dodać do cukru, jaja, soli i zmiksować na puszystą masę.
Dodać mąkę i wyrobić ciasto. Toczyć kulki o wielkości nieco większej niż orzech laskowy. Rozwałkowywać na cienko (należy poprószyć trochę stolnicę, gdyż ciasto może przywierać i nie odlepiać się).
Smażyć po obu stronach na patelni bez dodatku tłuszczu.