Czwarty dzień warsztatów kulinarnych na toskańskiej wsi
Powróćmy do warsztatów kulinarnych, które odbyły się w zeszłym miesiącu.
W tym całym pędzie gdzieś zagubiła się opowieść z czwartego dnia. Od samego rana zajęłyśmy się dojeniem krowy alpejskiej. To duża rasa mleczna.
Żadna z dziewczyn nie bała się dużego zwierzęcia i wszystkie chciały spróbować dojenia. Trzeba było tylko trzymać krowie ogon, gdyż ruszał się we wszystkie strony. Również w kierunku dojącej. Uzbierałyśmy 10 litrów mleka, które były nam potrzebne do produkcji sera.
W międzyczasie okazało się, że odtrącone kózki i owieczki, a jest ich kilka u Gabrielli, były bardzo głodne. Trzeba było je nakarmić. Zabawy było wiele, bo zwierzęta nie chciały skończyć pić mleka. Co chwilę dopełniałyśmy butelki.
Gabriella brała po kolei małe zwierzęta i przedstawiała je nam. Bo każdy u niej na farmie ma imię. Zastanawiam się jak ona te wszystkie imiona zapamiętuje!
Czekając na uzyskanie odpowiedniej temperatury podgrzanego mleka położyłyśmy na gaz zupę z płaskurki, która musiała gotować się ze dwie godziny.
Zagniotłyśmy ciasto na piadiny, użyłyśmy zaczynu z poprzedniego dnia.
Wreszcie przyszedł czas na produkcję serów.
Zrobiłyśmy ser primo sale, a następnie ricottę. Jeden ser wykonałyśmy z orzechami włoskimi oraz zmielonym pieprzem.
Produkcja serów jest bardzo przyjemna i relaksująca. Wyciskanie z każdej strony robiłyśmy odliczając do dziesięciu.
Potem odłożyłyśmy formy, żeby jeszcze odciekły i zrobiłyśmy ricottę. W słońcu prezentowała się wyśmienicie.
Nadeszła pora obiadowa. Zupa z płaskurki była gotowa. Trzeba było jeszcze rozwałkować ciasto na piadiny.
Sery odciekły i każda ozdobiła swój wyrób w szczególny sposób.
Do stołu nakryłyśmy na dworzu, gdyż było bardzo przyjemnie i ciepło.
Skroiłyśmy surowe warzywa, które następnie wkładałyśmy do ciepłej piadiny.
To była bardzo smaczna przekąska, w której znalazły się również kawałki naszych serów.
Potem przyszła kolej na zupę z płaskurki oraz ser z orzechami posypany mielonym pieprzem. Po obiedzie obowiązkowo kawa podana dość nietypowo, bo w słoiku.
Jeszcze jedno zdjęcie grupowe i niestety przyszedł moment pożegnania.
Dziewczyny postanowiły jechać do Sieny, więc tuż po obiedzie rozpoczęły pakowanie walizek.
Żegnanie się jest najgorszym momentem warsztatów. Robi się smutno i nostalgicznie.
Na szczęście zawsze zawiązują się przyjaźnie, pozostajemy w kontakcie mailowym, facebookowym czy chatowym.
Dziewczyny zabrały ze sobą prawdziwe toskańskie wyroby oraz zrobiony ser oraz chleb upieczony poprzedniego dnia.
Toskania żegnała w słońcu i zachęcała do powrotu. Dziewczyny do zobaczenia!
do szybkiego zobaczenia Olu. Bylo wspaniale!!!
Serdecznie pozdrawiam i do zobaczenia!