Kochany rower z podstawówki
Mój kochany polski rower z podstawówki 20 lat temu przywędrował ze mną do Włoch. Dużo na nim jeździłam, bo nie ukrywajmy samochodem do centrum się nie wjeżdża. A na piechotę to zajmuje trochę czasu. Potem urodziła się Julcia i rower odłożyłam na bok. I tak zostało. Był jeszcze moment kiedy chciałam na niego ponownie wsiąść, ale pan mechanik od rowerów założył mi jakieś niedobre opony. Za grube i jadąc ocierały się o wszystkie blachy. Rower musiał wrócić do pana mechanika. A został zapomniany w garażu.
Teraz po 10 latach rower ujrzał światło dzienne!
Czasem nie mogę poświęcić połowy dnia na trekking i dojście do różnych punktów miasta.
Takim dniem szybkim na załatwienie wielu spraw był wczorajszy czwartek.
Najpier udałam się do Alii, dawnego Publiambiente, który rozdziela mieszkańcom worki papierowe i torebki plastikowe, by robić segregację śmieci. Zestaw wzięłam dla mnie, ale pomyślałam i o teściowej, która do Alii nie dojdzie nigdy w życiu. Bo to koniec Pistoi.
Na zdjęciu tego nie widać, ale pan z Alii dał mi 4 opakowania worków papierowych oraz po 2 opakowania zrolowanych siatek do różnego rodzaju segregacji. Wszystko ciężkie i gdzie to upchnąć na rowerze…. Jakoś się udało.
Następnie pojechałam do papierniczego zakupić kilka rzeczy. Znów upchnąć w torbie rowerowej. Później do sklepu z tzw. mydłem i powidłem po miski, miseczki plastikowe oraz nowe wałki do ciasta, bo zbliżają się warsztaty kulinarne. Zaczęło być tłocznie w torbie rowerowej.
Kolejny przystanek to poczta. A później do domu, pod górkę.
Otworzyłam piwnicę, zostawiłam wszystko i znów na drogę. Tym razem kierunek spożywczy.
Na zdjęciu widać fazę pakowania. Znów tego dużo!
No to do następnego razu!