Trzeci tydzień z trekkingiem
Wczoraj minął trzeci tydzień odkąd zaczęłam trekkingować. Trzy tygodnie i trzy kilo. Gdyby tendencja była taka również w następnych tygodniach to byłabym zadowolona. Narazie silna wola jest i chodzę dosłownie codziennie. Czy to deszcz czy przymrozek.
Nie ważne jak, ważne żeby wyjść.
Czasem dołącza znajoma i wtedy aktywny trekking zamienia się w spacer. Trudno, czasem też tak może być. A kiedy jestem sama to staram się pójść dalej i pod górę.
Kiedy pada zakładam kalosze, a to nie jest dobry pomysł.
Palce obtarte i trochę cierpią.
Adidasy w wodzie od razu przemakają. Podobno trzeba na skarpetki nakładać worki foliowe. Metody trekkingowców, które należy wypróbować.
Staram się chodzić po bocznych uliczkach, wyżej nad miastem. Ale czasem trzeba również zajrzeć do centrum.
W środy i soboty jest targ, dużo się dzieje. Dla teściowej to również pretekst, by pójść ze mną na kawę i na ciastko. Ja kawa, a ona i to i to.
Dzięki temu archiwum zdjęć kaw i ciastek wciąż się powiększa. Ostatnio idąc do centrum zauważyłam na słupie naklejkę informującą o drodze pielgrzymów do Rzymu.
Nie wiem czy ktoś nakleił ją zgodnie z prawdziwymi wskazówkami czy ot tak, by nakleić. Jak dla mnie to ta droga idzie raczej w stronę Montale, Prato, potem Florencji. Wiem, że droga pielgrzymów przechodziła przez Altopascio, czyli całkiem inny kierunek.
Wszystkich kibicujących mi w przedsięwzięciu schudnięcia proszę o dalsze trzymanie kciuków.