Schiacciata z Montagnany jedzona na trybunie
W środę pojechałyśmy z Blanką na teren boiska hokejowego na trawie, by podlac rośliny. Ostatnio susza bardzo doskwiera, a Blanka obiecała, że będzie się zajmowac zielenią wokoło boiska.
Ale jak tu byc w Montagnana i nie wstąpic do piekarni słynącej na okolicę ze schiacciaty!!
Zdziwiło nas, że nie było kolejki. Byłyśmy pierwsze, potem ktoś za zami wszedł. Zazwyczaj kolejka wychodzi poza piekarnię. Schiacciaty leżały tylko dwie. Zazwyczaj było ich dużo, ktoś co chwilę donosił świeżutkie i gorące. Schiacciata jakaś blada, cieńsza niż kiedyś. Ale to nic. Wzięłyśmy sobie po kawałku i usiadłyśmy przed piekarnią.
Pierwszy gryz i wrażenie zasolonego placka. Hm…czyżbym odzwyczaiła się od soli czy schiacciata była przesolona?
Blanka zaproponowała, żebyśmy podwieczorek zjadły sobie na trubunach boiska. Świetny pomysł!
Tylko aż się prosiło, by na schiacciatę położyć pomidora, bez dodatkowej soli.
Podwieczorek był tak syty, że kolacji w domu już nie było.
Znacie schiacciatę z Montagnany? Jakie są Wasze wrażenia.
Mi się wydaje, że to nie to samo co kiedyś.