Powoli wraca życie. Pierwsze wyjście do teatru po długim lockdownie
Muszę Wam się przyznac, że było to przeżycie, które z pewnością zostanie w pamięci. Jak wiecie od dwóch tygodni otwarte są kina i teatry. W kinie byłam już dwa razy i nie zamierzam na tym poprzestac.
Wczoraj nadarzyła się okazja pójścia do teatru Bolognini w Pistoi. Bilety szły jak ciepłe bułeczki i już w zeszłym tygodniu ich nie zabrakło. Rezerwowało się je telefonicznie.
Dlaczego było to przeżycie? A bo po nie wiem jakim czasie otworzyli teatry i ludzie mogli do nich iśc. Miałam wrażenie, że wszystko wróciło do normalności. Że nie ma już pandemii. Przed teatrem było sporo czekających na swoich znajomych. Kiedyś przed wejściem na salę nikt nie kazał nam dezynfekowac rąk ani mierzyc temperatury. W czasie pandemii stało się to standardem. Po wszystkich kontrolach (łącznie ze sprawdzeniem imienia i nazwiska na liście) mogliśmy wejśc do środka. Okazało się, że można zajmowac co drugie siedzenie.
Myślałam, że przerwy między osobami będą większe. Ale tak nie było.
W końcu sala zapełniła się do ostatniego zarezerwowanego miejsca.
Dosłownie jak za dawnych czasów. Tylu ludzi w jednym miejscu nie widziałam od dawien dawna. Dziwne to uczucie, gdyż radośc mieszała się trochę ze strachem spowodowanym wcześniejszym mówieniem (tzw. krakaniem) osób przeciwnych tego typu eventom w czasie pandemii.
Wydarzenie było dośc nietypowe, gdyż chodziło o premierowe przedstawienie filmu pt. Stabat Mater. Oprócz dwóch aktorów zagrało w nim 12 więźniów miejscowego więzienia.
W realizację filmu było zaangażowanych wiele instytucji, stąd na premierę przyszło dużo ważnych osobistości w mieście. Wiązało się to o czywiście z wieloma przemówieniami przed i po projekcji filmu.
Film został przyjęty gorącymi brawami. Po projekcji przemówił reżyser Giuseppe Tesi i opowiedział jak doszło do powstania projektu. Powiedział, że Matka Boża w Biblii przemawia tylko kilka razy (wymienił trzy takie momenty). Nie zabiera ona głosu tak jak więźniowie za kratkami. Stąd porównanie ich do Matki Jezusa. Reżyser dał głos Marii w filmie i to samo uczynił z więźniami. Oprócz recytowania tekstu Grazii Frisiny, według której powstał film, więźniowie opowiadali również o swoim życiu. Niektórzy nie pokazywali twarzy, inni mówili wprost do kamery.
Reżyser zaprosił na scenę aktorkę występującą w filmie. Melania Giglio przyjechała specjalnie z Turynu. Posypały się pytania z sali.
Na premierę nie mógł przyjechac drugi aktor, Giuseppe Sartori. Nagrał wiadomośc dla publiczności i opowiedział o swoich wrażeniach związanych z nagrywaniem scen z więźniami.
Oprócz widocznego wysiłku więźniów podczas recytowania w filmie nie dało się niezauważyc stanu pomieszczeń więziennych. Były to brudne, obdarte ściany, prysznice w opłakanym stanie, gdzie chyba non stop bakterie skakały z kafelków na kafelki. Przestrzeń na świeżym powietrzu z obdrapanymi murami…. Więźniowie opowiadali o nudzie jaka panuje w więzieniu. Dlaczego zamiast nic nie robic nie mogliby pomalowac ścian, położyc nowych kafli w łazience?
Do realizacji filmu potrzebni byli sponsorzy. Reżyser przez chyba 15 minut wymieniał instytucje, które dały pieniądze. Dołożyły się też osoby prywatne. Szkoda, że z części tych pieniędzy nie można zrobic remontu… A może wybiegam zbytnio fantazją?