Szaleństwo Bobble Tea
Od jakiegoś czasu w Pistoi istnieje punkt, w którym można napić się Bobble Tea. Moje dziecko poinformowało mnie, że takie punkty są już dwa. Wczoraj odwiedziłyśmy jeden z nich. Ja po raz pierwszy, a moje dziecko jest stałą bywalczynią sklepu. Z tego co mówi Julcia całe gimnazjum chodzi na Bobble Tea. Taki teraz trend.
O co w tym wszystkim chodzi? Już wyjaśniam.
Po pierwsze wybieracie wielkość szklanki. Mała to jakieś 250 ml i kosztuje 3,50 euro, średnia kosztuje 4,50 euro, a duża 5 euro. Po drugie wybieracie herbatę: czarną bądź zieloną. Po trzecie inofrmujecie panią czy chcecie herbatę zimną, ciepłą czy gorącą. Po czwarte syrop do herbaty. I tutaj zaczynają się schody, przynajmniej dla mnie (już w pewnym wieku). Do wyboru jakieś 10/15 smaków, między innymi mango, arbuzowy, malinowy, jagodowy…. Następnym razem spiszę lub zrobię zdjęcie.
Kiedy już przejdziemy przez ten etap czeka nas wybór kulek, które pani wsypuje do herbaty. Smaków jest ze 20.
Między innymi malinowy, ananasowy, winogronowy, limonki, jagodowy, pomarańczowy…. Nie zapamiętałam wszystkich…
Po przygotowaniu herbaty z kulkami pani hermetycznie zamyka szklankę. Daje nam słomkę, którą potem przekłujemy plastikowe denko.
Przed sklepem są ławki, na których można siedzieć i sączyć herbatę. Kulki przechodzą przez słomkę, trafiają do ust. Po przegryzieniu ich zębami w ustach rozpływa się miły smak. Dodam, że pani pozwala wybrać trzy rodzaje kulek do jednej herbaty. Julcia robi fajnie, bo wybiera różne kolory. Ja poszłam w smaki i w sumie kolory nie różniły się zbytnio (mango, pomarańcz i malina)
Za namową córki wybrałam gorącą herbatę. Był to strzał w dziesiątkę. Powolne popijanie herbaty było bardzo miłe w ten słoneczny, jesienny dzień.