Pages Menu
TwitterFacebook
Categories Menu

Posted by on lip 24, 2019 in Kuchnia włoska, Moja Toskania | 0 comments

Dwa dni egzaminów piekarniczo-cukierniczych

Dwa dni egzaminów piekarniczo-cukierniczych

Dwa długie dni egzaminacyjne za mną. W naszej dwunastoosobowej grupie kursantów zdania były bardzo podzielone: jedni obawiali się praktyk, drudzy pisemnego, jeszcze inni ustnego.

Ja należałam do grupy nielubiącej ustnego. Ale od początku:

W poniedziałek rano zawiadomiono nas, że egzamin praktyczny rozpocznie się godzinę wcześniej. Wszyscy wpadliśmy w popłoch, szczególnie Ci, którzy dojeżdżali z daleka, z Sieny lub Lukki. We Włoszech wiele rzeczy odbywa się na luzie i chyba już nie powinno dziwić, że nawet egzaminy regionalne nie są do końca ustalone.

O 12.30 zjawiliśmy się w piekarni w Quarrata. Komisja egzaminacyjna składała się z 4 osób. Podzielono nas na 3 grupy po 4 osoby. Wylosowaliśmy zadania i ruszyliśmy do pracy. Trafiłam do grupy, z którą bardzo często współpracowałam. Z Gaią rozumiemy się bez słów, Simonetta i Sabrina to spokojne dziewczyny, z którymi można dogadać się w każdym temacie.

Z Gaią

Francesco zapomniał z domu fartucha. Na szczęście miałam zapasowy ze sobą. Alessio uprał biały fartuch z dżinsami i w rezultacie zrobił się on niebieski. Komisja nie była z tego zadowolona…

Mieliśmy do dyspozycji 6 godzin. Tego dnia było bardzo bardzo gorąco, jak to w lato we Włoszech. Pracowaliśmy przy dwóch piecach. Uwijaliśmy się ze swoimi zadaniami. Jedni robili pizzę, inni schiacciatę czy chleb. Ja wylosowałam przepis, z którym czuję się bardzo dobrze. A mianowicie cantuccini. Ci, którzy czytają mój blog wiedzą ile przepisów na cantuccini zaproponowałam w ciągu tych wszystkich lat pisania. Na egzaminie wykonałam trzy rodzaje ciastek. Ciasto było to samo dla trzech rodzajów, natomiast „farsz” był różny. Z migdałami czy skórką pomarańczową i łezkami czekoladowymi czy z orzechami włoskimi. Jeden rodzaj posypałam białym cukrem, a drugi cukrem trzcinowym.

Moja grupa miała do wykonania też chleb toskański, chleb z ziarnami oraz żytni. Ze względu na temperaturę chleb toskański wyrósł szybko i trzeba było go włożyć do pieca. Egzaminator poprosił, by z ciasta żytniego upiec również bułki.

Ekspozycja mojej grupy egzaminacyjnej
Element dekoracyjny, bruschetta z pomidorami Gai

Francesco z drugiej grupy spalił bułki maślane i musiał zaczynać od początku. Napięcie robiło swoje. Egzaminatorzy śledzili każdy nasz krok. Chodzili za nami i zadawali pytania egzaminacyjne. A dlaczego tak, a dlaczego tak itd… Dodatkowo jeden pan przywiązywał wagę do ładnego wyeksponowania pieczywa. Dobrze, że przywiozłyśmy z domu wiele gadżetów, obrusów czy talerzy i szklanek. Gaia zerwała z ogródka pomidorki czereśniowe oraz zioła. Pozostałe dwie grupy skorzystały z rzeczy, które przywiozłyśmy z domu. A pan egzaminator wykazał dużo sympatii dla nas i spoglądając na naszą ekspozycję powiedział:

To jest spektakl!

Nie ukrywam, że nasze serca bardzo się uradowały.

Osobom, które robiły kruche ciasto czy ciasteczka pożyczyłam foremki przywiezione z domu.

Skończyliśmy grubo przed upływem sześciu godzin. Komisja była zadowolona. Próbowała naszych wypieków. Alessio zajadał się pizzami i schiacciatami.

Pani wydelegowana z regionu Toskanii była wegetarianką i pytała czy w wypiekach jest tłuszcz zwierzęcy. Wszyscy się rozluźnili i też przystąpili do degustacji.

Pierwszy dzień egzaminów był za nami.

Drugi dzień rozpoczął się wcześnie rano.

Siedzieliśmy w ławkach i czekaliśmy aż zjadą się egzaminatorzy. Pani z regionu spóźniła się tylko 15 minut. Piekarz nie dojechał….Pani z regionu zdenerwowała się i zaczęła mówić, że egzamin zostanie anulowany. My przerażeni… Trzech egzaminatorów zebrało się i zdecydowało, że egzamin jednak się odbędzie. I na całe szczęście.

Została wylosowana koperta z pytaniami. Mieliśmy 30 minut i 30 odpowiedzi do dania. Potem przerwa na kawę. Komisja sprawdzała pisemny, a my poszliśmy do baru.

Przed ustnymi dowiedzieliśmy się, że pisemne poszły dobrze. Ja nie odpowiedziałam tylko na 1 pytanie.

Od godziny 11 rozpoczęły się ustne. Każdy wchodził na mniej więcej 15 minut. W związku z tym, że egzaminy były publiczne to potrzebna była „publiczność”, minimum 3 osoby, które świadkowały egzaminowi.

Mi trafiły się najgorsze pytania jakie sobie mogłam wyobrazić. Mało o samo pieczenie (formuły temperatur), ale o bezpieczeństwo w miejscu pracy, sanepid i magazyn. Sami świadkowie egzaminu mówili:

Ale się trafiły pytania Aleksandrze!

Drugi dzień egzaminów minął. Na wyniki czekamy…

Post a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *