Jedzenie w szpitalu Covidowskim w Prato
Przez pierwsze dni nie mogłam patrzeć w ogóle na jedzenie, ale później powolutku nabrałam apetytu. Co chwilę podawali leki, więc na goły żołądek nie można było ich przyjmować.
Muszę napisać, że jestem miło zaskoczona szpitalnym jedzeniem w Prato. Oprócz pierwszych dwóch dni ze szpinakiem i chlebem w roli głównej zaczęły przychodzić smaczne dania. Szpinak też lubię, tylko raz po raz raczej nie.
Oczywiście na pierwsze danie (obiad lub kolacja) prawie zawsze królował makaron. Nie był al dente, ale miał dobrze dobrany sos. Raz same pomidory, raz pomidory z marchewką, innym razem warzywa, raz było pesto (w skromnej ilości, ledwo wyczuwalne). Zawsze podawali opakowanie startego parmezanu.
Raz podano risotto z pieczarkami, bardzo al dente.
Czasem podawano zupy warzywne. Już z chlebem w środku, ale dodatkowo jeszcze opakowanie dwóch kromek chleba. We Włoszech chleb to podstawa, wszędzie musi być. Oprócz tego opakowanie oliwy z oliwek oraz soli. Ale dania było już słone.
Na drugie były dla mnie albo omlety z warzywami lub serem lub warzywa. A do warzyw zawsze mozzarella lub stracchino.
Najmniej przeszedł mi przez gardło fenkuł gotowany na wodzie. Nie miał smaku ani miłęgo wyglądu.
Tylko raz trafiła mi się ricotta, w towarzystwie banana.
Z owoców podawano w większości pomarańcze lub jabłka. Banan dwa razy.
W sobotę wieczorem przyniesiono pizzę!
A w niedzielę jeszcze większa niespodzianka. A mianowicie cannelloni z ricottą i szpinakiem! To była istna uczta!
A teraz opowiem Wam o śniadaniach. Wieczorem przychodziła do nas pani kosmitka i pytała co chcemy na śniadanie. Do wyboru była kawa inka z mlekiem, cappuccino (które okazywało się kawą inką z mlekiem), mleko bądź herbata. A do jedzenia sucharki, dodatkowo dżem bądź słodki rogalik. Zobaczcie jak były podawane ciepłe napoje.
Talerz od zupy, łyżka.
O godzinie 17 przychodził czas na podwieczorek. I tutaj zawsze podawano herbatę. Do wyboru sucharki lub słodki rogalik. A dla pacjentów bez zębów mus jabłkowy bądź budyń. Mi dwa razy trafiły się te desery, bo chyba zostały i pani kosmitka mi je zaproponowała.
Jedzenia było tyle, że osobiście nie dawałam rady zjeść wszystkiego. Stworzyłam sobie schowek w szufladzie.
Pomyślcie, że panie leżące obok zjadały wszystko. A jedna pani cały czas była glodna. Chyba miała problemy z pamięcią, co chwile wołała, że nie dostała jedzenia.
Jak Wam się podoba relacja kulinarna ze szpitala? Jak oceniacie dania? Piszcie w komentarzach.