Święto pieczonego kasztana w Montagnana
W niedzielę odbyła się 43 edycja Święto pieczonego kasztana w Montagnana, frakcji w prowicji Pistoi.
Miasteczko małe, a co dopiero pomieścić wszystkie auta, które na festę się zjechały. Na głównej ulicy przecinającej frakcję utworzył się korek. Było tak ciasno, że raz przejeżdżało trochę wozów z prawej, a raz lewej. A po bokach szli jeszcze przechodnie. Spoglodając na buzie mogę śmiało powiedzieć, że zjechało się pół Pistoi. Pogoda dopisywała, więc wszystko z chęcią wyszli z domów.
Z góry można było obserwować smażenie necci, kasztanowych naleśników.
Stała też kasa, gdzie należało składać zamówienia i płacić. Naleśnik kasztanowy z nutellą lub ricottą 3 euro, pusty naleśnik to 2 euro. Ceny na takich festach są wysokie. Naleśniczki małe i farszu też niewiele, rozłożony tylko na środku, a nie również po bokach naleśnika.
Pomimo cen ruch w itneresie kwitnie. Chodzi też o taką miejscową solidarność. Zazwyczaj za zebrane pieniądze frakcja kupi coś na użytek mieszkańców.
Stanowisk z naleśnikami było kilka, więc kolejka nie była duża.
Naleśniczki schodziły z patelni, więc były jeszcze ciepłe.
Bardzo lubimy mąkę kasztanową. Na feście można było też skosztować castagnaccio, ciasta właśnie z mąki kasztanowej, z dodatkiem rozmarynu oraz orzechów piniowych.
Największą atrakcją było przyglądanie się jak pani Anna z Montagnany piekła naleśniki kasztanowe starą metodą.
Zobaczcie sami
A potem naleśniki wyjmowała.
Z góry przeszliśmy na górę, gdzie odbywało się pieczenie kasztanów.
Tutaj ustawiła się spora kolejka.
Kasztany trudno było zjeść, gdyż nie były ponacinane. Trzeba było nadgryzać zębami.
Na szczęście w środku były ładne, nie robaczywe, ani nie spalone.
Dzień zakończyliśmy staniem w kolejce po schiacciatę, słynną z Montagnany. Opłacało się, bo schiacciata też była ciepła i chrupiąca.
Ijak tu przejść na dietę…