Moja Toskania gościnnie na Jarmarku świątecznym
Od kilku dni jestem w Polsce. Wczoraj wzielam udzial w bardzo fajnym wydarzeniu. W Willach Borki odbyl sie Jarmark swiateczny.
Zorganizowany byl z duzym rozmachem i z udzialem wielu wolontariuszy.Juz w sobote rozkladalismy niektore elementy dekoracyjne.
Panowie przenosili ogrome zwoje siana, ktore tak czesto widzimy na polach w Toskanii:)
W niedziele od rana uwijalismy sie jak moglismy, by wszystko przygotowac na czas.Rowno o 11 weszli pierwsi zainteresowani festa.
Pozniej odbyl sie teatrzyk dla dzieci, sponsorowany przez okoliczne prywatne przedszkole.
Na stoisku Stowarzyszenia Wille Borki czestowano bigosem z buleczka 🙂 oraz goracymi napojami.
Oto kilka zdjec stoisk:
Pan Marek Majewski przekazal dla schroniska w Korabiewicach ksiazke swojego autorstwa. Udalo mi sie jawygrac 🙂 Pan Marek podpisal ja dla Julci 🙂
Podczas jarmarku na szczudlach chodzila Agnieszka. Wzbudzala duze zainteresowanie:) A dzieci czestowaly sie od niej cukierkami.
Podpatrzylam zza plotu jak Mikolaj przygotowywal sie do swojego wystepu.
Nastepnie przyjechal pan z bryczka i konikami i zapraszal na przejazdzki po Podkowie Lesnej.
Mnie odwiedzilo bardzo wielu znajomych.
Specjalnie, bez zapowiedzi przyjechala rowniez moja kolezanka z czasow studiow.Zrobila mi ogromna niespodzianke! Grazynko, bardzo dziekuje!
Pod koniec jarmarku odbylo sie losowanie nagrod.
Ja tez wygralam! Trzy drewniane kotki 🙂
Ponizej jeszcze kilka zdjec z jarmarku:
Pozazdroscic pomyslu ,atmosfery i pogody!
Fantastycznie,ze ludziom chce sie poswiecac swoj czas i energie,aby poznawac nowych ludzi i byc blizej ludzi !
Dla wszystkich wesolych swiat,pachnacych choinka i piernikiem !
To jest fantastyczne, ze ludzie poswiecaja swoj wolny czas i to przed samymi swietami.Ja np.z wlasnej woli rzucilam moja prace nad ksiazka i jako wolontariuszka wykonywalam powierzone mi polecenia.Wieczorem pojechalam z mama po sprzet naglasniajacy, a w nocy z soboty na niedziele jezdzilam z siostra w poszukiwaniu bulek do bigosu. W niedziele przed 8 bylam na miejscu, by pomagac w przygotowaniach.Wielu wystawcow, tak jak ja, chetnie pomagalo stowarzyszeniu w pracach na terenie jarmarku. Niech zyja wolontariusze 🙂
Niestety cały ten wpis mija się z prawdą.
Organizatorem (a nie jedynie uczestnikiem)całej imprezy było Stowarzyszenie Wille Borki, a nie jak sugeruje autorka bloga ona sama i jacyś anonimowi wolontariusze . To członkowie Stowarzyszenia poświęcili swój czas i pieniądze przygotowując darmowy program kulturalny i kulinarny ,scenografię. To Stowarzyszenie przygotowało plakaty i reklamę wydarzenia. Dzięki temu autorka bloga mogła razem ze swoimi znajomymi zarabiać na sprzedaży swoich rzeczy.
Na zdjęciach pominięty został wielki namiot organizatorów – Stowarzyszenia Wille Borki.
Prawdziwy obraz imprezy przedstawił na swoim blogu jeden z gości imprezy,który przyjechał aż z Pruszkowa.
http://pruszkowianie.blog.onet.pl/
Kto późno przychodzi czyli Wille Borki
22 grudnia 2014
Przysłowia mądrością narodów. Przybyłem do Leśnej Podkowy zbyt późno, by się na główne atrakcje świątecznego kiermaszu załapać. Wille Borki, co było dla mnie nowością, są dynamicznie działającym lokalnym Stowarzyszeniem. To z kolei raduje moje serce bo potwierdza moje przekonanie o wielkiej wartości sąsiedzkiej integracji w zbożnym dziele budowy społeczeństwa obywatelskiego. Wczorajsza niedziela upłynęła tam pod znakiem sąsiedzkiego Świątecznego Kiermaszu.
Pomysłowa scenografia kiermaszu utrzymana była w stylu rustykalnym czyli „w słomie” oraz wiklinowych koszach i drewnianych paletach i skrzynkach. Użycie palet niedawno mocno skrytykowałem, ale czym innym jest zastosowanie palet przyciśniętych cegłami dla obciążenia świątecznej iluminacji przy reprezentacyjnej miejskiej fontannie, a czym innym świadome ich użycie dla aranżacji w stylu wiejskiego obejścia, gdzie drewno, wiklina i słomiane kostki znakomicie się komponują. Co do wiejskości, to niezamierzony efekt „wiochy” w Pruszkowie uzyskano organizując kiermasz w hali Znicza, przywodzącej skojarzenie z wielką mroczną oborą. Tak na marginesie, to gdybym był doradcą Prezydenta Miasta, stanowczo odradzałbym zbyt pochopne deklarowanie jego patronatu dla imprez o wyjątkowo niskim standardzie. To uwłacza powadze sprawowanego przezeń wysokiego urzędu.
Wille Borki swój kiermasz osadziły w nietypowej scenerii. Luźno ustawione stragany zajęły firmowy podwórzec, udostępniony przez jego właścicielkę. Scenografię stanowiły kostki słomy, częściowo rozgrzebanej, co dzieciakom sprawiało niesamowitą frajdę baraszkowania, chyba nie mniejszą niż wymyślne urządzenia techniczne na placach zabaw. Przy wejściu odbywała się sprzedaż choinek. Stragany ustawione w rzędach po obu stronach oferowały przejrzyście wyłożony towar wszelaki. Tę przejrzystość podkreślam szczególnie, by odróżnić to od pruszkowskiego kiermaszu, na którym spiętrzone piramidy na stołach sprawiały wrażenie, że sprzedawcy wyłożyli tam cały swój ruchomy dobytek. Tu mieliśmy zarówno ozdoby świąteczne jak i wyroby artystycznego rękodzieła oraz duży wybór bożonarodzeniowych stroików. Były książki i kalendarze oraz ozdoby wykonane przez zakonnice, które jako klauzurowe nie mogą zakonu opuszczać więc sprzedażą ich wyrobów na cele dobroczynne zajęła się pani Agnieszka. Były regionalne smakołyki czyli kozie sery i kilka gatunków kwasu chlebowego oraz wypieki rozmaite. Była świąteczna loteria wizytówkowa. W jednym ze stoisk kwestowano na rzecz zwierząt ze schroniska w Korabiewicach. Wśród tego wszystkiego dostojnie spacerował Mikołaj, co wykorzystałem do zrobienia sobie pamiątkowej fotki ze świętym brodaczem.
Jak wspomniałem „kto późno przychodzi…” Ominęło mnie co nieco. Wcześniej było bowiem powożenie gości konnym wozem oraz amatorskie występy o tematyce bożonarodzeniowej. Były kulinaria takie jak tradycyjny polski bigos oraz mniej polskie, ale coraz częściej w różnych miejscach serwowane chaczapuri. Na ten bigos bardzo liczyłem bo uwzględniłem go w moim dziennym jadłospisie. Zamierzałem sobie wzmocnioną porcję kupić jako obiad w dniu, kiedy do domu miałem wrócić dość późno. Niestety nie przewidziałem, że konsumpcja na kiermaszu będzie darmowa, a tym samym bez szans na przetrwanie do takiej pory. Ja bowiem asystowałem o godz 13-tej w Warszawie przy starcie XXIX Biegu Wigilijnego spod palmy przy Rondzie de Gaulle’a więc do Podkowy dotarłem dopiero na godzinę przed zakończeniem kiermaszu, kiedy to już i zmierzch się czaił za pobliskimi drzewami bo to był najkrótszy dzień w roku. Zarazem też pierwszy dzień zimy. Szkoda, że tylko kalendarzowej bo odrobina śniegu, dodałaby jeszcze uroku i klimatu tej sympatycznej imprezie.
Tak więc musiałem pozostać „na diecie”, ale jeszcze zdążyłem na kolejną dostawę grzańca z korzeniami, którego ze smakiem wychyliłem aż dwa kubeczki. Przy okazji jeszcze jedno wyjaśnienie. Ten kiermasz miał miejsce pod adresem parzystych numerów ulicy Wiewiórek. Ciekawostką tej ulicy jest to, że jej oś stanowi pewną granicę administracyjną. Do Leśnej Podkowy czyli Gminy Milanówek należy strona nieparzysta. Ta zaś, gdzie był kiermasz to już część Gminy Brwinów. Odniosłem wrażenie, że jednak „parzyści” mieszkańcy emocjonalnie bardziej czują się Podkowianami. Oby tylko na tym tle nie doszło do konfliktów etnicznych.