Ziemniaki na kamiennej ławie. Ciąg dalszy warsztatów kulinarnych
Wspólnego gotowania ciąg dalszy. Pogoda dopisuje, więc rozłożyliśmy długie stoły przed willą.
Na początku zajęliśmy się zbieraniem ziół i ich krojeniem. Ktoś zaproponował kawusię i wszyscy byliśmy na tak.
Do panzanelli namoczyliśmy toskański chleb w occie winnym z wodą.
Zrobiliśmy dwie wersje tej sałatki, z tuńczykiem i bez.
Lepienie kasztanowych gnocchi okazało się dość pracochłonne. Przed przystąpieniem do samego tworzenia klusek najpierw trzeba było ugotować ziemniaki. Stygły na ławie przed willą.
Baliśmy się, że dla wszystkich tych miękkich kluseczek nie starczy więc zrobiliśmy ich sporo. Oczywiście było o wiele za dużo.
Dynia potrzebna była do toskańskiej zupy z cavolo nero, czarną kapustą.
Na naszym stole nie zabrakło cantuccini.
Chciałam zaproponować czekoladowe z rodzynkami, ale wszyscy chcieli spróbować klasycznych białych z migdałami.
Ciasto z rozmarynem i czekoladą roznosiło swój zapach po wszystkich pomieszczeniach willi.
Było gorąco, więc ktos do obiadu zaproponował wodę z miętą.
Na przystawkę podaliśmy cecinę, pieczony placek z ciecierzycy.
Oprócz panzanelli były smażone liście szałwi i kwiaty cukinii.
Do zupy dodaliśmy przypieczony chleb toskański. Zaczęliśmy się napełniać i miejsca w brzuchu było coraz mniej…
Przed słodkim weszły gnocchi kasztanowe na maśle i szałwi. Pychota!
Cieszymy się bardzo, że Marii, właścicielce willi Costa, w której warsztaty się odbywają, smakowały zrobione potrawy.
A po skończonych pracach i obiedzie nadszedł czas siesty. Jak to we Włoszech bywa!