Pages Menu
TwitterFacebook
Categories Menu

Posted by on sty 6, 2025 in Moja Toskania | 0 comments

Lot z dreszczem emocji

Lot z dreszczem emocji

Wczoraj o 5.45 wracałam z Polski do Włoch. Lot Ryanair z Modlina do Bolonii. Wsiadając na pokład nie miałam pojęcia, że będzie to podróż z dreszczem emocji.

.

.

Osoby, z którymi później rozmawiałam o moim przeżyciu powiedziały, że powinnam to gdzieś zgłosić, nagłośnić sprawę. Ale ja tego nie chcę robić. W związku z tym, że mój blog jest moją prywatną przestrzenią, opiszę wszystko tutaj. A kto przeczyta to przeczyta. Może to być też chwila refleksji dla tych, którzy akurat ten wpis znajdą w sieci.

Niedługo po tym jak wystartowaliśmy rozpoczęła się sprzedaż jedzenia i picia na pokładzie. Siedziałam z córką prawie na samym końcu, bo w 33 rzędzie (a o ile dobrze pamiętam jest w sumie 35). Kiedy personel pokładu był na naszej wysokości, właśnie przechodził do 34 rzędu, rzuciłam odruchowo w ich stronę i zauważyłam, że z panią siedzącą obok mnie coś się niedobrego dzieje. Miała te same objawy co 14 lat temu moja była teściowa. Na moich oczach oczy straciła przytomność, ręce opadły bezwładnie na nogi. Zaczęłam do niej wołać Czy pani mnie słyszy?!

Wzięłam za rękę szukając pulsu. Niestety nie znam się na ratownictwie, nie miałam pojęcia co robić. Dotknęłam czoła. Nie była lodowata, ale chłodna.

W tym momoncie podeszli stewardesa i steward. Też zaczęli mówić do pani te same słowa. Czy pani nas słyszy?! Zero odzewu. Cisza. Steward dotknął ręką pani ust, powiedział do stewardesy, że oddycha. Usta były nieruchome, prawdopodobnie wyczuwał powietrze z nosa. W międzyczasie przez megafon słyszałam apel, a raczej pytanie czy na pokładzie znajduje się jakiś personel medyczny. Niestety nikogo takiego nie było. W samolocie na 210 pasażerów i nie wiem ile osób z personelu pokładowego nikt nie podjął się jakiejkolwiek akcji. Ja siedziałam obok pani, mówiłam na zmianę do niej ze stewardem, zdjęłam jej szalik, dotykałam i to tyle. Personel pokładu nie zrobił nic więcej. Teraz wyrażę moją osobistę opinię. Miałam wrażenie, że oni nie wiedzieli jak trzeba zachować się w takiej sytuacji. Jedynie co to byli bardzo spokojni, bo nie chcieli wywołać paniki na pokładzie. Czy kiedy ktoś mdleje nie trzeba dać takiej osobie nóg do góry?

Naokoło wszystkie oczy zwrócone na nas. Oczy, które wyszły ludziom z orbit. Nie wiem czy z przerażenia czy z zaskoczenia.

.

.

Po długiej chwili, przynajmniej dla mnie, pani zaczęła powoli otwierać oczy. Powolutku patrzeć. Miałam wrażenie, że kompletnie nie wiedziała co się stało, gdzie się znajdowała. I tu kolejne zaskoczenie dla mnie. Steward zapytał tej pani czy ma przy sobie wodę! Kurcze blade! Kobieta zemdlała, ledwo co odzyskała przytomność, a on pyta czy ma wodę w torebce! Odpowiedziałam, że ja mam wodę. Od razu wyjęłam ją, odkręciłam. Stewardesa podała plastikową szklankę. Nalałyśmy, podaliśmy pani wodę (teraz nie pamiętam czy ja czy stewardesa). Poprosiłam córkę, żeby wyjęła z mojej torebki jednorazowe chusteczki. Umoczyłam po kolei jedną, potem drugą i trzecią, żeby pani obmyć szyję, czoło, skronia. W międzyczasie stewardesa zabrała moją butelkę wody i poszła na koniec samolotu. Spytałam stewarda gdzie butelka wody. Opowiedział, że stewardesa zaraz przyjdzie. Wróciła ze szklanką wody (myślę ciepłej) z cukrem. Czy butelkę zabrała po to, żeby przelać wodę do podgrzania i pocukrzenia? Czy naprawdę personel Ryanaira nie mógł zafundować swojej wody w tym dramatycznym przypadku? Czy moją butelkę stewardesa zabrała tylko dlatego, że akurat miała ją w ręku, a potem użyła jednak wody z samolotu, a butelę przyniosła i oddała, by później pani mogła pić. Nie wiem i nie chcę dociekać.

Pani powoli wróciła do siebie. Steward poinformował ją, że była nieprzytomnia 2 do 3 minut. Nie wiem ile dokładnie. Ja nie liczyłam, czy liczyli oni? Dla mnie to była nieskończoność. Myślę, że zachowałam zimną krew. Do końca lotu rozmawiałam z panią, by zobaczyć jej reakcję. By zrozumieć czy jej wypowiedzi są z sensem, czy może coś jej dolega.Dałam pani cukierka do ssania. Może to był spadek ciśnienia, a może spadek cukru? Stąd pomysł z cukierkiem. Czy personel nie mógł czegoś przynieść? Herbatę z cukrem, batonik, kanapkę? Pani długo opowiadała i przyznała, że kiedyś leciała obok jednej pani, która też zemdlała. W tamtym przypadku stewardzi wyciągnęli ją z siedzenia, zanieśli do pierwszego rzędu, położyli, podnieśli nogi do góry. Pani odzyskała przytomność i do końca lotu została w pierwszym rzędzie.

Dlaczego tutaj nie rozłożono pani nawet na podłodze i nie podniesiono jej nóg? Na pokładzie leciało ponad 210 osób i nikt nie wiedział jak zachować się w takiej sytuacji? Dosłownie nikt nie był przeszkolony w ratownictwie? Czy nie trzeba było powiadomić lotniska w Bolonii, że jest osoba, która potrzebuje wizyty medycznej? Czy na płycie lotniskowej nie powinna czekać karetka pogotowia i nie powinna zabrać pani na badania do szpitala? A może pani powinna być zawieziona do punktu medycznego na lotnisku, jeśli takie istnieje?

Przesadzam?

Na koniec dodam, że rozmawiając ze mną i z panią steward powiedział, że ostatnio mieli takie trzy omdlenia podczas lotów…

Kiedy czekaliśmy na wyjście z samolotu pan siedzący przed nami popatrzył na panią i powiedział:

Ale nam pani narobiła stracha!

Ja tylko dodam, że 14 lat temu, jak była teściowa straciła przytomność, to później zabrała ją karetka, a w szpitalu wstawili jej rozrusznik.

Jak tylko znajdę czas to chcę udać się do Misericordi w Pistoi, zapytać o informacje i zapisać na kurs udzielania pierwszej pomocy. Chcę mieć jakiekolwiek pojęcie w tej dziedzinie.

Post a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *