Toskańskie góry we wrześniu
Niedawno miałam okazję oderwać się od wszystkiego na dwa dni, naładować baterie w świecie natury. W samym środku lasu. Internet łapał tylko w jednym miejscu, więc to też była próba całkowitego resetu. I świetnie było, szkoda że tak rzadko. Jesteśmy przyklejeni do telefonu, zmuszeni do tego (ja pracuję pisząc na telefonie artykułu, redaguję portal Polacy we Włoszech, blog Moja Toskania…).
Muszę się przyznać, że ostatnio tak bardzo wciągnęła mnie praca na telefonie, że nie wysiadłam z innymi na stacji we Florencji. Wszyscy już dawno poszli, a ja siedziałam w pustyni wagonie i odpisywałam na maile. Całe szczęście, że zorientowałam się kilka minut przed odjazdem tego pociągu w powrotną drogę, tj. do Viareggio. Ten epizod uważam za dzwonek alarmowy. Naprawdę czasem trzeba oddalić się od technologii, wyłączyć od świata, pobyć z naturą. Jest to wręcz konieczne.
.
.
.
.
Założyłam więc plecak na plecy i pochodziłam z Julcią i Jolą po górach.
.
.
.
.
.
.
.
Przeszłyśmy między innymi obok domku gdzie jesienią suszą kasztany.
.
.
Wzięłyśmy ze sobą pudełka na jeżyny. Nie było ich już zbyt dużo. Ususzyły się na słońcu.
.
.
Zbyt dojrzałe były również kapary. Pękły i zaczęły być obgryzane przez mrówki.
.
.
Za to zabawę miałyśmy z figami. Dobrze, że Jola dysponowała „trójzębem”, dzięki któremu naginałyśmy gałęzie i delikatnie zbierałyśmy owoce. Bo z figami trzeba mega powoli. Trzeba je „wykręcać” z gałęzi a nie wyrywać.
.
.
.
.
.
.
Na kaki z kolei jest jeszcze zbyt wcześnie. Dojrzeją w okolicach końca października, a nawet w listopadzie.
.
.
Natomiast winogrona były słodziutkie.
.
.
Chciałam zebrać orzechy, bo podobno teraz czas na robienie orzechówki. Ale oczywiście później zajęłam się innymi sprawami i nie zdążyłam ich zerwać.
.
.
Po spacerach przychodził czas na przygotowywanie posiłków. Wyczarowałyśmy same pysznoś ci, a jakże!
.
.
.
.
A jak Wy spędzacie ostatnio wolny czas?
.
.