Col di Luco i stroma ścieżka do celu
O Col di Luco do wiedzialam sie niedawno. I oczywiscie postanowilam szybko odkryc to miasto. Akurat bylismy w okolicach (w Grocie Wiatru), stad tylko „rzut beretem” i mozna bylo rozpoczac poszukiwania Col di Luco. W kasie groty spytalismy sie o Col di Luco, ale pan bardzo sie zdziwil i powiedzial, ze tyle lat tu mieszka i dopiero pierwsza osoba pyta sie go o to miasteczka. Nie posiadal zbyt duzo informacji, ale potwierdzil, ze jest to opuszczone miejsce.
Trafilismy do Fornovolasco, a potem pojechalismy w strone San Pellegrinetto. Przez czysty przypadek odkrylismy Vetriceto (o ktorym pisalam juz tutaj). Mieszkancy osady wskazali droge do Gallatoio, skad prawdopodobnie szlo sie do Col di Luco).
W Gallatoio droga byla tak waska, ze musielismy cofac sie i stanac gdzies na brzegu drogi, by jeden samochod mogl przejechac obok nas.
Dotarlismy na sam szczyt i auto zostawilismy na samym zakrecie. Tylko tam bylo wolne miejsce.
Dotarlismy do grupy domow, gdzie akurat jedna pani wieszala pranie. Spytalismy o Col di Luco. Powiedziala, ze maz wie lepiej, podeszla pod okno i wrzasnela na cala okolice. Po chwili wyszedl maz, ktory byl tak zyczliwy, ze pokazal nam sciezke, znajdujaca sie pomiedzy opuszczonymi domami.
Ze sciezki bylo wiadac cale Gallatoio. Spytalam, ile mieszkancow mieszka tu na stale. Pan powiedzial, ze dwoch, tj. jego ojciec i jego syn. Osade mozna uznac za prawie opuszczona.
Wyjasnil, ze do Col di Luco prowadzi bardzo stroma sciezka. On jest przyzwyczajony i do osady dochodzi w 19 minut. Mieszka tam para, ktora odnawia dom. A! Czyli ktos tam mieszka?
Rozpoczelismy schodzenie. Rzeczywiscie pan mial racje. Sciezka stroma, czasem sliska, kamienie sie osuwaja. Schodzenie szlo wolno, ale nie tak zle. Nasz wynik to 30 minut.
Pomiedzy krzakami ujrzelismy Col di Luco.
Znajdowalismy sie na wysokosci 730 metrow n.pm. Jeszcze tylko w lesie skret w lewo (po prawej zauwazycie ruine przygnieciona drzewem)…
…i za kilkaset metrow miniemy (po prawej) maly zielony budyneczek (chyba gospodarczy, bez drzwi) i wejdziemy na otwarta przestrzen.
Stad waska sciezka doprowadzi nas do celu.
Wszystkie domy sa ruinami. Ale jak zauwazylismy musi ktos musi tu mieszkac. Wisialo pranie i na chodniku staly gorskie buty.
Przeszlismy sie po „glownej ulicy” i skrecilismy w prawo.
Doszlismy do pola, na ktorym cos wzrastalo. Ponizej zauwazylismy stol z palet, a na nich kawa, jedzenie, wino. Wokol kilka biesiadujacych osob. Od razu zauwazyli nasza obecnosc i zaprosili do stolu. Rozgoscilismy sie. Otworzylismy plecak i poczestowalismy tym, co mielismy. Ciastkami, schiacciata. Tak oto poznalismy mlodego chlopaka i jego narzeczona, ktorzy kupili kilka budynkow w Col di Luco. Odwiedzili ich jego rodzice oraz znajomy z …Pistoi! Ale zbieg okolicznosci.
Narzeczony Martiny opowiedzial mi historie Col di Luco: sklada sie ono z Col di Luco Basso (niskiego) oraz Col di Luco Alto (domy polozone wyzej). W sumie 12 budynkow mieszkalnych oraz stodoly. Na poczatku XX wieku mieszkalo tu okolo 100 osob. W latach 60 tych XX wieku juz tylko 60 osob. Rozpoczelo sie wyludnianie, przemieszczanie sie do duzych miast. Ostatnie osoby opuscily osade w 80 tych latach XX wieku. Dochodzi tu elektrycznosc. Ponizej, w poblizu rzeki stoi mlyn, gdzie dawniej mielono make kasztanowa i kukurydziana. Wszystkie rodziny posiadaly krowe czy owce. Zajmowaly sie produkcja serow, masla, ktore to sprzedawaly lub wymienialy na oliwe z oliwek extra vergine z miasteczek Versilii.
Narzeczony Martiny zakochal sie w tym miejscu. Znal je dobrze, gdyz dziadkowie pochodza z okolic, tj. z Fornovolasco. W listopadzie 2015 roku kupil 2 domy i 3 budynki. Od kwietnia 2016 roku mieszka tu. Z narzeczona zrobil porzadek dookola, zrobil wycinke, scial chwasty. Zalozyl poletko, na ktorym uprawia warzywa. Pomagaja znajomi. Chcialby otworzyc schronisko, maly hotelik dla turystow. Namawia przyjaciol, by kupili pozostale domy. By stali sie niezalezni, zalozyli szkole. Zyli jak to robilo sie dawniej.
Wymienilismy sie numerami telefonow. Martina ma odezwac sie, jak juz prace bede skonczone. Trzymam kciuki za ich przedsiebwziecie. Zapalu im nie brakuje, a to jest wazne.
Nie dalismy rady dotrzec do Col di Luco Alto. Sciezka nie byla zbyt widoczna, a poza tym robilo sie pozno. Przeslismy wiec do dolnej czesci Col di Luco Basso.
Zobaczcie jaki wysoki dom znajduje sie w ten czesci:
W tej czesci domy sa w fatalnym stanie. Kto je kupi?
Woda dochodzi do roznych czesci osady. Na samym dole znajduje sie rowniez kamienna wanna, z ktorej moze pily zwierzeta, a moze mieszkanki robily pranie.
Stad widoczne sa rusztowania. Znak remontu rozpoczetego w kwietniu.
Przyszedl moment na rozstanie z Col di Luco i powrot do Gallatoio. Droga w gore wycisnela z nam ostatnie sily. Do tego jeszcze ten gorac.
Dobrze, ze w Col di Luco napelnilismy butelke woda. Dwa litry akurat starczyly, by dojsc do auta. W sumie zajelo to nam 40 minut. Nastepnego dnia bol miesni w udach. Ale bylo warto! I z pewnoscia tam wrocimy!
Na koniec jeszcze filmy:
Fantastyczna relacja!miejsca niesamowite, w takich miejscach widać ze zyciem rzadzi „kominikacja”. Podziwiam i zazdroszcze. I ciekawe co dalej..filmiki świetne!
Buzia!