Col di Favilla – kolejne opuszczone miasto w prowincji Lukki
Musze powiedziec, ze jestem bardzo zadowolona, ze udalo mi sie dotrzec do Col di Favilla.
Na You Tubie mozecie znalezc troche prywatnych filmikow, na ktorych wyraznie widac ze jest to dosc dluga wyprawa. Ogolnie szacuje sie, ze w gore idzie sie 1 h 30 minut, a w dol 1h 20 minut.
My szlismy wolno, bo z dzieckiem, nasze wyniki to:
do gory:2 h 30 minut
w dol: 1 h 40 minut
Droga nie jest trudna, ale dluga i praktycznie caly czas pnie sie w gore. Pod nogami ziemia z kamieniami. Bardzo pomocne w chodzeniu staja sie grube kije, na ktorych mozemy sie podpierac, a podczas zejscia sa jak hamulce. Nie poslizgniemy sie. Musze bardzo pochwalic gmine Careggine i prowincje Lukki za to, ze sciezka lesna do Col di Favilla oraz oznakowania sa nieustannie monitorowane, przez co spacer jest przyjemny i nieskomplikowany. Ja mam troche stracha, by nie zgubic sie w lesie. Tutaj mozecie byc pewni, ze nie zboczymy z trasy 🙂
Sciezka numer 9, ktora wspinamy sie do celu, zaczyna sie tuz po przekroczeniu tamy w Isola Santa.
Za tama rozpoczyna sie las. I juz w pierwszym momencie napotykamy stara ruine. Pewnie nalzezala kiedys do Isola Santa.
Po okolo 25 minutach wspinaczki (pamietajcie, ze my chodzimy wolniej, bo z dzieckiem) dochodzimy do malego drewnianego mostku, przez ktory przechodzimy.
Pniemy sie caly czas w gore. Po lewej, w dole szumi delikatnie strumyk. Ale w lecie malo tam wody. Sledzimy oznakowania, a Julcia wymysla imiona czarnym robaczkom. Pelno ich tutaj. Julcia uczula, zeby ich nie zgniesc.
Po godzinie od rozpoczecie wycieczki dochodzimy do ogromnego drzewa.
Potem takich drzew bedzie jeszcze kilka. W kazdym badz razie to pierwsze jest charakterystyczne, bo stoi niemalze na sciezce.
Po godzinie i 10 minutach po prawej, w dole mozemy dostrzec domy w Isola Santa. Po godzinie i 30 minutach przez sciezke przeplywa strumyk. Nie jest on gleboki, tylko lekka struzka wody. Spokojnie przechodzimy i idziemy dalej.
Po godzinie i 35 minutach dochodzimy do „skrzyzowania”. Po prawej odkrywamy ruiny domu.
Po sfotografowaniu domu wracamy na skrzyzowanie i skrecamy w lewo. Po naszej lewej mijamy slup elektryczny, ogromny, nie mozna go niezauwazyc!
Pnac sie jeszcze wyzej pomiedzy drzewami, po prawej zauwazymy kopalnie. W lato trudno ja zobaczyc, bo roslinnosc jest tu bardzo gesta. Trzeba troche wytezyc wzrok. Szczerze mowiac, lepiej widac ja schodzac z Col di Favilla. Czasem wchodzac zauwazamy inne rzeczy, a schodzac odkrywamy cos innego.
Wreszcie dochodzimy do celu. Zanim jeszcze ujrzymy pierwszy dom, po lewej zauwymy cmentarz. Mozna sie do niego wspiac, ale najlepiej dojsc tam sciezka w miescie, ktora znajduje sie przy dzwonnicy.
Nie musze wam opisywac, jaka satysfakcja czeka na kazdego jak juz dojdzie sie do celu. Satysfakcja i zadowolenie, ze o tym wszystkich co widzielismy w internecie, o czym czytalismy, wreszcie ogladamy na wlasne oczy.
Col di Favilla to opuszczone miasto. Wyludnienie nastapilo okolo 1960 roku. Przyczyna: miasto znajdujace sie w srodku lasu, na wysokosci 938 m n.p.m.! Tak jak ktos pisze w internecie, tak i ja zadaje to samo pytanie: dlaczego tutaj powstalo miasteczko? Zbudowanie domow nie bylo latwe, przeciagniecie pradu itd.
Miasto jest calkowicie wyludnione.
Kosciol jednak wyremontowany i otynkowany. Co roku bowiem odbywa sie tu „festa” Swietej Anny (kosciol jest wlasnie pod jej wezwaniem).
Obok kosciola wybudowano zadaszenie i postawiono dlugie stoly. Moze to specjalnie na sierpniowa feste, a moze dla turystow, ktorzy uprawiaja trekking. Mozna tu przysiasc, odpoczac i zrobic piknik. Wisi nawet metalowy „sprzet” do wkladania ryby czy miesa na grilla.
Rynna podtrzymywana jest stara, cmentarna plyta. W czasie deszczu tak lepiej splywa woda.
Za lawa znajduje sie waska sciezka, ktora prowadzi do domku gospodarczego.
Po lewej przy kosciole drozka dochodzi do wiezy. Z wiezy droga z pieknymi drzewami po obu stronach dochodzi do cmentarza. Jest niezbyt duzy, grobow tam niewiele. Niestety zamkniety na klodke, nie mozna wejsc. Zrobilysmy zdjecia przez bramke.
W Col di Favilla 90% domow to ruiny. Podeszlismy do nich, sfotografowalismy ze wszystkich stron. W jednym domu widac pozostalosc pieknego kominka.
W innym natomiast wyroslo drzewo. W oknach umieszczone sa kraty, a dom praktycznie juz nie istenieje.
W miateczku jest zrodelko wody pitnej, wiec mozna napelnic butelki by w drodze powrotnej sie troche posilic.
Oto pozostale zdjecia z Col di Favilla:
Na koncu musze napisac, ze to prawda, ze w gorach pogoda moze sie nagle zmienic. Weszlismy do lasu kiedy bylo piekne slonce i bylo dosc cieplo (20 stopni).Przy zejsciu nagle sie zachmurzylo i zaczelo padac. Dlatego pamietajmy, by w plecaku nosic przeciwdeszczowe plaszcze/kurtki. My mamy takie, co mozna zwinac w mala torebeczke. Zabieraja malo miejsca i sa lekkie.
Zejscie z Col di Favilla zajelo nam juz mniej czasu. Przy tamie zrobilysmy sobie kolejne pamiatkowe zdjecie 🙂
Ciekawe kiedy tu jeszcze wrocimy?
Nota: Zgodnie z przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 roku o PRAWIE AUTORSKIM I PRAWACH POKREWNYCH (DZ.U.nr 24, poz. 83) zabronione jest kopiowanie i rozpowszechnianie tekstu i zdjęć umieszczonych na tej stronie bez wiedzy i zgody autorki. Nie zgadzam sie na kopiowanie i przywlaszczanie tekstu z mojego bloga pod czyims imieniem czy nazwiskiem.
Podziwiam Twoje poszukiwania. Sledze je niczym powiesc w odcinkach 🙂
Dziekuje Mazenko, w ostatnich dniach zwiedzilam 4 miasta widma. Mam glowe pelna wrazen, musze jak najszybciej spisac mysli, a tu brak czasu…Bardzo podoba mi sie twoj komentarz. Chyba bedzie moim ulubionym cytatem 🙂