Pages Menu
TwitterFacebook
Categories Menu

Posted by on maj 16, 2018 in Moja Toskania, Moje spotkania | 1 comment

Warsztaty kulinarne pod Lukką

Warsztaty kulinarne pod Lukką

Wczoraj u mojej serdecznej znajomej Marii spotkałam się z grupą Polek, które przyjechały na warsztaty kulinarne. Jedna pani przyjechała z rodziną z Francji. Przybyła również Kasia z rodziną w komplecie, która już w zeszłym roku gotowała w Toskanii.

 

Tak się spodobało, że wróciła, co oczywiście mnie cieszy, gdyż oznacza to, że się podobało. Jej mąż też czynnie bierze udział w pracach i pomagał podłączać wszelkiego rodzaju sprzęty.

 

 

Pogoda nie była na 100 procent pewna, ale prognozy przepowiadały deszcz dopiero o godzinie 13.00. Tradycyjnie ustawiliśmy stoły w ogrodzie, co jest bardzo fajnym rozwiązaniem. Miło zagniata się ciasto na świeżym powietrzu.

 

 

Spotkanie rozpoczęłyśmy wspólnym zdjęciem.

 

 

Podzieliłyśmy front robót, gdyż tym razem miałyśmy sporo rzeczy do zrobienia. Dwie panie obierały bób.

 

 

Dwie panie kroiły szparagami.

 

 

Jedna pani zajęła się natką pietruszki. Pozostałe panie zaczęły robić ciasto z cukinią.

 

 

W kuchni powoli powstawały klopsiki.

 

 

Kuchnia gazowa zapełniła się i na zmianę panie pełniły dyżur przy garnkach.

 

 

Wykonałyśmy własnoręcznie sos beszamelowy oraz rozpoczęłyśmy robienie kruchych ciasteczek z kremem orzechowym.  Potem tylko trzeba było posypać je cukrem pudrem i mogły pójść na stół.

 

 

Nasze warsztaty odwiedził niespodziewanie Beppe Del Deppio, profesor Akademii Sztuk Pięknych we Florencji, artysta rzeźbiarz. To była bardzo miła wizyta. Niestety pan Beppe nie mógł zostać na obiad.

 

 

Podpiekłyśmy kromki chleba i wykonałyśmy crostoni z bobem po toskańsku.

 

 

Później przeszłyśmy do zagniatania ciasta makaronowego.

 

 

Pracowałyśmy na dwóch oddzielnych stanowiskach, gdyż w pewnej chwili pociemniało i myślałyśmy, że zacznie padać. Jedna grupa uciekła pod namiot.

 

 

Na szczęście chmury przeszły i spokojnie mogłyśmy kontynuować prace. Stworzyłyśmy tagliatelle na różne sposoby. A potem suszyłyśmy je na kamiennej ławie.

 

 

Najwięcej pracy było z cannelloni. Ale jaka satysfakcja. Wyszły mistrzosko!

 

 

 

Naczynia żaroodporne i blachy szły z cannelloni do pieca, a my powoli szykowałyśmy stół do jedzenia.

 

 

Na 13.30 wszystko było gotowe.

 

 

Jeszcze tylko szybkie odcedzenie makaronu i mogliśmy wszyscy zasiąść do stołu.

 

 

Klopsiki po Florencku smakowały. Zostało ich niewiele.

 

 

Cannelloni też cieszyły się sukcesem.

 

 

Tagliatelli było tyle, że nie dało się ich wszystkich zjeść.

 

 

Stół był kolorowy od potraw.

 

 

Przy stole siedziała również Maria, właścicielka willi wakacyjnej. Próbowała przygotowanych potraw.

 

 

Biesiadę zakończyliśmy ciastkami i ciastem budyniowym z cukinią. I oczywiście kawą.

 

1 Comment

  1. Ale smacznie i fajnie!!

Post a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *